Krzysztof Stanowski o Kanale Zero i życiowej zmianie: Nikt w polskim Internecie nie zrobił czegoś takiego na taką skalę
„Atmosfera jest ważniejsza, bo kasę jestem w stanie zawsze zarobić” – mówi nam Krzysztof Stanowski o Kanale Zero, swoim podejściu do pracy i dodaje, że chce, aby jego medium było miejscem, które da ludziom możliwość przeżywania życia pełnego przygód. Jedną z nich będzie współpraca z RocketJobs.pl, które zostało właśnie głównym partnerem Kanału Zero. Co Krzysztof Stanowski mówi o tej niestandardowej współpracy na polskim YouTubie, jak wspomina odejście z Kanału Sportowego i dlaczego dostawał od widzów wiadomości, w których pisali mu, że chcą zmienić swoje życie?
Spis treści
Kanał Zero rusza na YouTubie wraz z początkiem lutego tego roku. Specjaliści od marketingu upatrują w nim nowego głosu, który ma szansę zyskać w oczach widowni zmęczonej walką na polskiej scenie medialnej. Widzowie pytają, czym Kanał Zero wyróżniać się będzie na tle Kanału Sportowego; jedni kibicują kontrowersyjnemu dziennikarzowi, inni twierdzą, że nie chcą go dłużej oglądać. Sam Krzysztof Stanowski przekonuje, że Kanał Zero będzie miejscem, w którym wraz z innymi dziennikarzami, poruszać będzie tematy ważne dla Polaków i zrobi to lepiej niż dzisiejsza telewizja. Ale motywacją do założenia nowego medium była też chęć stworzenia miejsca pracy, które jemu i innym da satysfakcję.
Krzysztof Stanowski o Kanale Zero, pracy i byciu szefem – wywiad
Joanna Tracewicz: Miałeś okazję kończyć pracę w wyjątkowym stylu. Przyglądała się temu, jeśli nie cała, to przynajmniej pół Polski. Zwykle, kiedy ludzie odchodzą z pracy, nie patrzy im się tak na ręce. Tu było inaczej. Jakie to było doświadczenie?
Krzysztof Stanowski: O rany… Pierwsze, co przychodzi mi do głowy – było to niekomfortowe. Ale oczywiście miało to też swoje ewidentne plusy. Łatwiej jest zacząć coś nowego, gdy ludzie wiedzą, że odchodzisz, dlaczego to robisz i zaczynają ci życzyć dobrze z tego powodu.
Stanowski o odejściu z Kanału Sportowego
JT: Żałujesz, że sprawy przybrały taki obrót?
KS: Czy lepiej byłoby dla wszystkich, żeby to wydarzyło się w ciszy i w sposób bardziej wyważony? Pewnie tak, ale w pewnym momencie okazało się, że jest to scenariusz niemożliwy do zrealizowania. Teraz ktoś powie, w sumie słusznie, że rozgłos pomógł nadać skalę w przygotowaniu nowego kanału, ale mimo wszystko myślę, że takie zasięgi i tak bym sobie wypracował, tylko trochę wolniej. Nie traktuję więc tej publicznej kłótni jako daru niebios, nie potrzebowałem tej pomocy, poradziłbym sobie bez niej. Dlatego wolałbym jednak rozstać się w dobrej atmosferze.
JT: Czułeś jednak, że to już jest moment, w którym musisz odpowiedzieć? Wiele osób na to czekało.
KS: Zawisła na włosku moja reputacja, a w branży dziennikarskiej jedyne co się ma to właśnie reputację. Gdy się ją straci, można zmieniać zawód. Twarz ma się jedną i wiarygodność ma się jedną. Z tego powodu musiałem zabrać głos i dlatego nagrałem wideo opublikowane na kanale Weszło, w którym wyjaśniam moje odejście z Kanału Sportowego. Zostałem wywołany do odpowiedzi i wiedziałem, że muszę odpowiedzieć rzetelnie, a więc tak, aby uniknąć dalszej eskalacji i przerzucania się argumentami. Musiałem zamknąć temat i uważam, że to się udało.
JT: Nie bałeś się, że możesz więcej stracić niż zyskać?
KS: Kiedy wiesz, że masz argumenty po swojej stronie, to głupotą byłoby ich nie użyć i oddać walkowerem jakąś walkę, w której wszystko stoi za tobą. Gdy sprzedawałem udziały Kanału Sportowego Maciejowi Wandzlowi, w biurze siedziało wtedy mnóstwo osób m.in. prawnicy, notariusz. Wszyscy byli gotowi. Poszliśmy jednak z Maciejem do pokoju obok, by chwilę porozmawiać. Powiedziałem mu wprost, że nie chciałbym takiej sytuacji, w której sprzedaję mu coś we wtorek, a w piątek ma do mnie pretensje, że wsadziłem go na minę. I wyjaśniłem, jak zamierzam się odnieść do stanowiska Kanału Sportowego wobec mnie, bardzo dokładnie opowiedziałem, co będzie filmie. To go trochę zmartwiło. I szczerze mówiąc, sądziłem, że transakcji nie będzie. Wszyscy czekali, a Maciej poszedł na spacer, żeby sprawę przemyśleć. Wrócił po 20 minutach i powiedział: „Robimy to”.
Stanowski o zmianie: Ludzie pisali mi, że chcą zmienić swoje życie
JT: Co się działo po tym, kiedy twoje wideo ujrzało już światło dzienne?
KS: Ten film wywołał emocje, których nie do końca się spodziewałem. Poszedłem na mecz Polska – Czechy na Stadionie Narodowym. Wiesz, kiedy jestem na meczu piłkarskim to wiadomo, że ludzie mnie rozpoznają, zaczepiają, przyzwyczaiłem się. Ktoś chce pogadać, ktoś chce zdjęcie i tak dalej. Natomiast wtedy po raz pierwszy odczuwałem inną energię. Niesamowitą wprost życzliwość. To znaczy, zawsze czuję życzliwość, ale tu czułem tę życzliwość posuniętą zdecydowanie dalej niż zwykle. I nie tylko od kibiców, ale też od obsługi technicznej, kelnerów, stewardów…
I wtedy sobie uświadomiłem, że jest bardzo dużo ludzi w Polsce, którzy nie lubią swojej pracy. Którzy mają w pracy kogoś, kogo nie lubią. Kogoś, kto zaburza im rytm dnia, przez co czują się niekomfortowo w jakimś towarzystwie. Chcieliby to czasami uciąć, ale nie mają do tego okazji, nie mają możliwości. Życie zmusza ich, żeby pozostać w jakimś środowisku. Miałem wrażenie, że ludzie na Stadionie Narodowym patrzyli na mnie ze zrozumieniem, myśląc „kurczę, on to zrobił”. Nawet jedna z kelnerek podeszła do mnie i powiedziała: „Bardzo dobrze, że pan to powiedział”. Myślę, że chodziło jej o to, że czasami trzeba na głos powiedzieć pewne rzeczy. Być może ona też ma kogoś, komu chciałaby coś wyjaśnić i jeszcze czeka na dzień, w którym będzie na to gotowa. Sfera emocjonalna dla ludzi była dużo ważniejsza niż kwestie samego podziału pieniędzy i formalności, o których wspominam w filmie.
JT: Dostałeś więcej takich pozytywnych sygnałów, że zmiana ma sens?
KS: Dostawałem bardzo dużo prywatnych wiadomości od ludzi, którzy pisali mi, że chcą zmienić swoje życie, rzucić pracę i zacząć nową. Wiele osób dzieliło się swoim doświadczeniem i pisało, że otworzyłem im oczy i zrozumieli, że muszą zmierzyć się z podjęciem życiowych decyzji. Bałem się jednak, jak ludzie ze świata biznesu podejdą do moich wyjaśnień. Czy nie zostanę zaszufladkowany jako człowiek, z którym nie można na dłuższą metę współpracować, bo wywróci stolik, gdy coś nie będzie mu pasować? Okazało się, że odbiór był szokująco pozytywny. Ludzie z bardzo wysokich stanowisk mówili mi, że oglądali mój materiał i że trzeba było to powiedzieć właśnie w taki sposób. Wtedy trochę spadł mi kamień z serca.
JT: A ile propozycji pracy i wspólnych interesów dostałeś, zanim jeszcze ogłosiłeś start Kanału Zero?
KS: Dużo. Były to głównie propozycje inwestorskie od poważnych ludzi, z którymi się spotkałem, nawet nie z uwagi na to, że chciałem podjąć współpracę, ale z uwagi na to, że pewnych zaproszeń się po prostu nie odrzuca.
Stanowski o pracy i kasie
JT: W twoim wideo, w którym rozliczasz się z Kanałem Sportowym, wybrzmiewa poczucie braku sprawiedliwości we współpracy. Co dla ciebie oznacza dobre miejsce pracy? Wiesz, takie, które jest sprawiedliwe i daje poczucie satysfakcji.
KS: Sama odpowiedziałaś na to pytanie. To takie miejsce, które daje poczucie satysfakcji.
JT: A co ci daje satysfakcję w pracy?
KS: Żeby było akceptowalnie, musi być zachowany balans: jeśli nie zgadza się do końca biznes, to musi się zgadzać atmosfera. Jeśli atmosfera jest trochę niezdrowa, musi działać biznes. W idealnym świecie są i dobra atmosfera, i dobry biznes. Kiedy pracowałem w „Przeglądzie Sportowym” ludzie przychodzili do redakcji nawet wtedy, kiedy mieli wolne, tylko dlatego, że było po prostu fajnie. Codziennie po zamknięciu gazety szliśmy albo na piwo, albo na grubszą imprezę. Byliśmy ze sobą zżyci. I to dawało mi satysfakcję.
Chcę, aby Kanał Zero był miejscem, w którym będę pracował z ludźmi, których lubię i z którymi tworzyłem lata temu świetną redakcję i do którego ludzie będą przychodzić także dlatego, że daje im możliwość przeżywania życia pełnego przygód. Bo tego potrzebuję i myślę, że tego potrzebują też inni w pracy – poprzebywać razem w kreatywnym, uśmiechniętym gronie, być zaangażowanym. Początkowo myślałem o tym, żeby po prostu nagrywać 2-3 filmy tygodniowo z operatorem, któremu będę płacił pensję. Wiedziałem, że mógłbym z tego dobrze żyć, bo jestem świadomy, jakie stawki generuję z samego Google’a na swoich filmach. Ale to byłoby strasznie nudne i mało ambitne.
JT: Mówisz: albo dobra atmosfera, albo dobre pieniądze. To co jest ważniejsze: kasa czy relacje w pracy?
KS: To też zależy od proporcji. Czyli od tego, jak niska jest kasa, a jak dobra jest atmosfera. Ważne jest też, na jakim etapie życia jesteś. I biorąc to pod uwagę, dzisiaj atmosfera jest dla mnie ważniejsza.
JT: Bo kasy jest już dość?
KS: Jest sporo. Atmosfera jest ważniejsza, bo kasę jestem w stanie zawsze zarobić taką, żeby wystarczyło. A za pieniądze nie da się kupić zadowolenia z przychodzenia do pracy.
JT: Praca jest dla ciebie najważniejsza w życiu?
KS: Nie jest najważniejsza, ale jest na podium. Lubię przygody i chciałbym, żeby praca była właśnie przygodą. A akurat ta, którą wykonuję, często jest. Mam ten przywilej, że mogę rozmawiać i spotykać się z niezwykle interesującymi, inspirującymi ludźmi, na szczęście mądrzejszymi ode mnie. Nie spodziewałem się, że wyląduję np. na domówce, gdzie będzie sześciu fizyków kwantowych.
JT: I rozmawialiście o piłce nożnej?
KS: Nie, gadaliśmy o fizyce kwantowej właśnie. Przy winie. I poczułem się w pewnym momencie zupełnie kompetentny do tego, żeby z nimi na ten temat rozmawiać, gdyż…
JT: …byłeś już chwilę na imprezie?
KS: Tak (śmiech). I to była jedna z takich przygód, które sprawiają, że praca jest fajna. Wiem jednak, że nie każda branża to oferuje. Wydawanie jedzenia nie jest przygodą życia.
JT: Zależy komu je wydajesz. Możesz wydawać np. Stanowskiemu i być może czeka cię przygoda.
KS: Aż tyle bym sobie nie obiecywał po obcowaniu ze mną w restauracji.
JT: Dużo mówisz o pracy i o tym, jak cię napędza. A czy Krzysztof Stanowski ma czas po pracy? Wiesz, wracasz do domu, odpalasz Netfliksa, po prostu nic nie robisz.
KS: Skłamałbym, gdybym powiedział, że się tak nie zdarza. Są rzeczy, które bardzo lubię nadzorować i mocno mnie pochłaniają, ale czasem odpuszczam, bo wiem, że są osoby, które mogą to zrobić za mnie. Dużo pracuję, ale nie jest tak, że nie mam życia i jestem pracoholikiem. Czasami jednak trudno mi rozgraniczyć, czy to co robię, to jeszcze praca, czy już nie.
JT: To trochę niebezpieczne.
KS: Jeśli idę na trzygodzinny obiad z Marcinem Gortatem, to czy jest to praca, czy przyjemność?
JT: To zależy, jak bardzo miły jest Marcin Gortat.
KS: Jest bardzo miły. Za chwilę lecę do Miami nagrać film. Czy to jest praca, czy przyjemność, a może da się to połączyć?
Stanowski o pracy w Kanale Zero i byciu szefem
JT: Pewnie się da, do pewnego stopnia. Jednak pokolenie Z (urodzeni po 1995 r. – przyp. red.), które wchodzi na ten rynek albo dopiero się na nim rozgaszcza, patrzy na to nierzadko trochę inaczej – dla nich praca jest środkiem do celu, by po pracy móc realizować swoje pasje. Często to też ludzie, którzy potrzebują, aby ktoś dał im szansę. Będziesz miał okazję pracować z tak młodymi osobami i jak podchodzisz do tego pokolenia, któremu przypięto łatkę „roszczeniowego”?
KS: Rozumiem młodych ludzi, dla których praca nie jest wszystkim, bo nie powinna być wszystkim i nie powinna decydować o tym, jak przeżyjesz swoje życie… Będę zatrudniał młode osoby, wiek nie ma dla mnie znaczenia. CV też nie ma dla mnie dużego znaczenia, traktuję je tylko jako punkt zaczepienia do rozmowy. W rekrutacji, którą przeprowadziliśmy, wzięło udział ponad 2 tysiące osób. Zaprosiliśmy na spotkania kilkadziesiąt z nich. Zgłosiło się mnóstwo dziennikarzy z poważnych, profesjonalnych redakcji. Doceniam ich doświadczenie, ale dla mnie ono nie jest atutem. Bardzo często takie osoby są już rozleniwione, nauczone pewnych standardów, które moim zdaniem nie działają.
Wolę poszukać kogoś świeżego niż brać z rynku kogoś, komu zapłacę tylko za to, że on na tym rynku już długo jest. Istnieje masa zdolnych osób, które po prostu nie mogą się przebić. Zatrudniłem np. chłopaka, który pracował teraz w McDonaldzie, a wcześniej w pizzerii. I jestem przekonany, że on będzie miał te atuty, których ludzie z dużych redakcji nie mają. Będzie miał pokorę wobec pracy, będzie zaangażowany, bo będzie chciał udowodnić sam sobie, że może wskoczyć do innej branży i zmienić swoje życie.
JT: A jakim szefem jest Krzysztof Stanowski?
KS: Ostatnio byłem trochę niedostępny i rozdrażniony. Nie byłem sobą. Gdybym jednak miał powiedzieć, jakim zwykle jestem szefem, to kumpelskim. Postawię granicę, kiedy trzeba ją postawić, ale jednocześnie dużo wybaczam. Może nawet za dużo. Cała obsługa techniczna Kanału Sportowego chciała dalej ze mną pracować. Jedna z tych osób powiedziała nawet, że teraz będzie zarabiać mniej, niż zarabiałaby tam, ale wolała pracować ze mną. Widocznie uznała, że atmosfera będzie po prostu lepsza.
JT: A lubisz bycie szefem? Łatwiej jest być wolnym strzelcem, nagrywać, robić swoje, nie brać odpowiedzialności za innych.
KS: To jest ten element, o którym na co dzień prawie nikt nie myśli. Wszystkim się wydaje, że bycie szefem ma tylko swoje plusy. I że szef myśli tylko o sobie, podczas gdy tak naprawdę w pierwszej kolejności myślisz, jak zdobyć budżet na potrzeby swoich pracowników. A dopiero potem pojawia się coś, co można wziąć dla siebie. Jestem na takim etapie życia, że już nie stresuje mnie to, czy sobie poradzę, ale zdarza się, że stresuje mnie to, czy ktoś sobie poradzi. Myślę o innych. Miałem z tyłu głowy, że komuś rodzi się dziecko. Trzeba tej osobie zwiększyć wynagrodzenie, a nie obniżyć, wiadomo. Trzeba więc na to jakoś zapracować.
JT: Z jakich mediów ludzie chcieli uciec i pracować u ciebie w Kanale Zero?
KS: Mogę jednym słowem odpowiedzieć: wszystkich. Nie ma takiej stacji telewizyjnej, z której nie zgłosiłoby się 5 czy 10 osób.
JT: Poczułeś satysfakcję?
KS: Mało się emocjonuję. Na pewno byłem zdziwiony.
Krzysztof Stanowski o Kanale Zero. Czym będzie Kanał Zero?
JT: Czym więc będzie Kanał Zero? I dlaczego wszyscy mają na niego czekać?
KS: Wydaje mi się, że w Polsce ludzie poniżej 40. roku życia w zasadzie nie oglądają telewizji, z wyjątkiem wydarzeń sportowych czy takich, które zmieniają w pewien sposób Polskę. Telewizja stała się medium dla starszych ludzi, często wykluczonych cyfrowo. Z drugiej strony nie uważam też, że młodsi ludzie nie potrzebują treści telewizyjnych. Potrzebują, ale inaczej tworzonych i inaczej dostarczanych. A w Internecie nie ma takiego kanału, który zająłby się tym regularnie i na wysokim poziomie. Dlatego właśnie w Kanale Sportowym udawało się robić programy nie tylko sportowe, które miały ogromne zasięgi. Inni po prostu nie dysponowali taką technologią, studiem, by robić cokolwiek profesjonalnie.
I Kanał Zero ma na takie potrzeby odbiorców odpowiadać. Chciałbym, żeby widz dostawał wszystko to, czego dzisiaj nie są w stanie mu dać klasyczne media. Co miesiąc z YouTube’a korzysta 25 milionów Polaków i myślę, że ta liczba będzie tylko rosnąć. Tym bardziej, że telewizja zaczęła traktować ludzi jak idiotów, oferując im treści o siedmiu facetach na wyspie czy ośmiu kobietach w hotelu.
JT: To cię wkurza w mediach?
KS: Nic mnie nie wkurza, niech będą takie jak najdłużej.
JT: Ach, czyli takie cwane podejście…
KS: Niech telewizja dalej robi programy dla debili i uważa, że to jest XXI wiek. Dzięki temu ja sobie zagospodaruję swoją niszę. I może się okaże, że to wcale nie jest nisza.
JT: A jakie pojawią się formaty i kto będzie prowadził poszczególne programy w Kanale Zero?
KS: Zajmiemy się każdą dziedziną życia, która ma znaczenie dla Polaków i spróbujemy, aby w każdej nich współpracowali z nami najlepsi, najciekawsi, najmądrzejsi i najbardziej charyzmatycznie ludzie. Na razie tworzymy pudełko pełne niespodzianek, które zaczniemy otwierać w drugiej połowie stycznia.
JT: Będą wspólnicy, z którymi można się pokłócić?
KS: Nie.
JT: Ale wspólnicy będą?
KS: Będzie być może z czasem jeden, ale bardzo mniejszościowy.
JT: A jak bardzo inny będzie Kanał Zero od tego, czym jest Kanał Sportowy?
KS: Zupełnie inny. Sport bywa tak naprawdę istotny dla wszystkich Polaków kilka albo kilkanaście razy w roku. A my chcemy się wsłuchiwać się w to, czym żyje Polska w danej chwili, dzień w dzień.
JT: Oni też próbują to robić.
KS: Ale im to nie wychodzi.
JT: Walczycie chyba o tę samą publikę?
KS: Na Kanale Sportowym treści o sporcie kiepsko się oglądają. A więc to nie jest tak, że walczymy o tę samą publikę, bo tej publiki po prostu za dużo nie ma. Kanał Zero walczy o większe grono. To nie chodzi o to, że się przechwalam. Po prostu celujemy w szerszą tematykę, którą podamy w nowoczesny sposób. Moim zdaniem nikt w polskim Internecie nie zrobił czegoś takiego na taką skalę, na jaką my planujemy działać. Może to źle zabrzmi, ale trzeba dodać, że mało kto ma możliwości, żeby coś takiego zrobić. Jestem dziennikarzem od 26 lat, nawiązałem mnóstwo kontaktów, zarówno w branży medialnej, jak i biznesowych. To są atuty. Na pomysł każdy może wpaść, ale dopiero w trakcie realizacji okazuje się, kto ma jakie możliwości i jaką przewagę.
JT: W jakie liczby na YouTubie celujesz? Teraz na Kanale Zero jest jeden film i prawie pół miliona subskrypcji.
KS: Suby nie mają większego znaczenia. Choć zakładam, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, to w pierwszym roku pęknie milion. Istotne są jednak wyświetlenia, bo to one pokazują codzienną pracę. Kanał Sportowy w szczytowych momentach miewał ponad 20 milionów wyświetleń miesięcznie. To na pewno jest liczba, z którą chciałbym się zmierzyć.
JT: Trudno ci uciec od porównań.
KS: Porównuję się do najlepszych momentów Kanału Sportowego, a nie do tego, czym to medium jest teraz czy będzie za miesiąc.
JT: Zaglądasz do nich?
KS: Tak, obserwuję.
JT: Myślisz, że kiedyś przestaniesz obserwować?
KS: W pewnym momencie koncentrujesz się na swoich liczbach. Choć pewnie ciekawość będzie ze mną czasami wygrywać.
Współpraca Kanału Zero i RocketJobs.pl
JT: Spotkaliśmy się dzisiaj nie bez powodu. Portale pracy RocketJobs.pl i Just Join IT zostały głównymi partnerami Kanału Zero. Co cię przekonało do tej współpracy?
KS: Nie bez znaczenia był wkład finansowy (śmiech). Ale nie tylko. Podoba mi się, że zderzam się tu z kreatywnymi ludźmi, uśmiechniętymi, dla których ta współpraca nie jest jedną z wielu. Czasami jest tak, że kiedy pracujesz z jakąś dużą marką, to jest to nudne. Opłacalne, ale uwsteczniające. Mam wrażenie, że tutaj nie będzie nudy, bo ciągle wpadacie na jakieś pomysły. Liczę na przygodę. Czuję się też odpowiedzialny za to, jak ta współpraca przełoży się na wasze dotarcie do szerszego grona odbiorców. I obiecuję sobie, że pokażemy całemu rynkowi, że niestandardowa reklama może być dużo korzystniejsza pod każdym względem niż robienie czegoś co robią wszyscy, według utartego schematu. Co więcej, według mojej wiedzy, mamy tutaj do czynienia z największym partnerstwem w historii polskiego YouTube’a.
JT: Nie da się ukryć, że w nowym roku czeka cię dużo zmian i wyzwań. Kanał Zero ma ruszyć 1 lutego 2024 roku. Ostatnio też nie próżnowałeś. Nie myślałeś o tym, żeby zrobić sobie przerwę, na chwilę zwolnić?
KS: O tym jednak decyduje kalendarz. Startowanie z takim projektem w wakacje byłoby nierozsądne. Musiałbym zaczekać do września, a to byłby prawie rok przerwy. Nie wiem, co miałbym robić przez ten rok. Początek roku wydaje mi się dobrym czasem, aby rozpocząć coś nowego. Nowy rok, nowe rozdanie.
JT: I nie chodzi o to, że za długo byłoby o tobie cicho? Za rok ten start nie byłby przecież tak mocny, jak będzie teraz.
KS: Cały czas jestem aktywny w mediach społecznościowych.
JT: Ale portalom plotkarskim mogłyby się skończyć pomysły, jaką narrację dorobić do twojego kolejnego tweeta.
KS: Wiem, do czego zmierzasz. Na pewno z biznesowego punktu widzenia, byłoby to nierozsądne, gdybym pozwolił sobie na rok nieobecności, bo to co wypracowałem na YouTubie, mógłbym stracić.
JT: Jesteś czasem zmęczony?
KS: Od miesiąca jestem bardzo zmęczony, bo ciągle mam spotkania. Odpocznę, kiedy wystartujemy z nowym kanałem. To praca przygotowawcza jest najbardziej męcząca.
JT: W Kanale Zero pełnisz rolę człowieka-orkiestry. A czujesz się youtuberem?
KS: Mam wrażenie, że to jest pejoratywne słowo. Niektórzy mi zarzucają, że tworzę YouTube’a, a powiedziałem, że trzeba się trzymać z dala od youtuberów. Jednak sam czuję się dziennikarzem publikującym na YouTubie, nie youtuberem. Jestem człowiekiem mediów, YouTube to po prostu platforma.
JT: Człowiek mediów, dziennikarz, biznesman. Bardziej dziennikarz czy przedsiębiorca?
KS: Często dostaję to pytanie i zawsze na szybko wymyślam jakąś odpowiedź. Nigdy ta odpowiedź nie jest wiarygodna, bo raz myślę tak, raz tak. Po co to w ogóle rozgraniczać?
JT: Jesteś wszystkim, tak jak Kanał Zero ma być wszystkim dla widzów?
KS: Dziś tak, bo taka jest potrzeba.
JT: Jakie cele stawiasz sobie przed 2024 rokiem i Kanałem Zero?
KS: Nie zawieść. Często stawiam sobie publiczne cele, co generuje presję. Ktoś powie, że niepotrzebną presję, ale ja jej potrzebuję. Lubię publiczne wyzwania, bo wtedy znajduję w sobie więcej energii, mam większą motywację, by nie zrobić z siebie durnia. Kilka razy wprost powiedziałem, że Kanał Zero będzie na rynku polskich mediów czymś wielkim, a przecież mógłbym powiedzieć: no, zobaczymy, powalczymy. Ale mówię, że to będzie coś wielkiego, bo dzięki temu nie zdejmuję nogi z gazu. Czyli celem jest to, aby nie zawieść. A w tym już kryje się wszystko.
Krzysztof Stanowski. Dziennikarz sportowy, założyciel Grupy Weszło (portal, kanał YouTube, klub sportowy), autor bestsellerowych książek. Zwany przez niektórych dziennikarskim zerem. 1 lutego startuje z „największym projektem, który dotychczas wymyślił”, czyli Kanałem Zero, do którego zaprosił największe osobowości polskiego Internetu.
Komentarze