„Jeśli ja nie mogę mieć tej pracy, to nikt nie będzie jej miał”. Dlaczego nie warto palić za sobą mostów w pracy?

fot. Shutterstock/ StoryTime Studio

W życiu zawodowym występują podobne standardy jak przy randkowaniu – praca, jeśli nie ta, to znajdzie się inna. Co więcej, kto wie, jak kocha to wróci… W tym celu nie można jednak palić za sobą mostów, odchodząc. A nawet będąc zwalnianym, jeśli powody tej decyzji są uzasadnione. Jak zatem pożegnać się z klasą?

Nic nie może przecież wiecznie trwać – śpiewała nieśmiertelna Anna Jantar. Choć w niektórych miejscach pracy zdarza nam się zapuścić korzenie na długie lata, może nastać taki dzień, kiedy przyjdzie się pożegnać. To, w jakiej atmosferze nastąpi rozstanie, zależy od obu stron. Pod wpływem emocji łatwo podjąć decyzje, które w dalszej perspektywie nie okażą się zbyt opłacalne. Fakt, bohaterowie filmów akcji wyglądają klawo na tle obiektów, które wysadzili. Nie każdy jest jednak van Dammem czy Vinem Dieslem. Jeśli bierzemy pod uwagę, że nasze ścieżki z byłym pracodawcą lub reprezentantami firmy zaangażowanymi w sprawę mogą się kiedyś zejść, warto rozważyć spokojniejszy scenariusz na zakończenie współpracy. Tylko jak w emocjach zachować zimną krew?

Dlaczego warto nie palić za sobą mostów w pracy?

Drogi zawodowe rozchodzą się w różnych okolicznościach. Czasem jest to pokojowe porozumienie stron. Czasem poleją się gorzkie łzy, gdy decyzja została spowodowana przez okoliczności na przykład w wyniku zawieszenia działalności gospodarczej. Niekiedy jednak wizja współpracy drastycznie się różni. Chociażby, kiedy jedna ze stron chce ją kontynuować, a druga mówi stanowcze „nie”. Zupełnie jak przy zrywaniu, protesty mogą nie przynieść oczekiwanych rezultatów, kiedy klamka już zapadła. W takiej sytuacji pozostaje jedynie kwestia, jak zamknąć za sobą ten okres w życiu, żeby wyjść z niego obronną ręką.

Kuszące może się wydawać zrobienie awantury godnej Andrew Bernarda z „The Office”. Warto jednak pamiętać, że takie decyzje mogą nieść ze sobą poważne konsekwencje. Zanim zatem majestatycznym gestem zrzucimy z biurka szefa wszystkie szpargały, a statuetką „Antylopy Biznesu 2009” ustanowimy w miejscu okna dodatkowe wyjście ewakuacyjne, dajmy sobie chwilę, żeby ochłonąć i przekalkulować całą sprawę. Zaczynając od odpowiedzialności cywilnej, albo nawet karnej, gdyby nerwy ciut wymknęły nam się spod kontroli, zachowanie dobrych, a przynajmniej nie wrogich, relacji może w przyszłości okazać się rentowne.

Menedżerowie, reprezentanci działu HR czy nawet dyrektorzy to nie zawsze są osoby bezpośrednio „winne” zaistniałej sytuacji. A do posłańca się przecież nie strzela. Jeśli nawet kategorycznie nie planujemy mieć nic do czynienia z firmą, nie mamy gwarancji, że nasze drogi nie skrzyżują się z kimś z nich. Szkoda, żeby chwilowy przypływ emocji zaważył na kontaktach, które mogą wyniknąć w całkiem nowym miejscu i czasie. A może nawet na stopie prywatnej. W zależności od przedstawionych powodów oraz zaoferowanych warunków można też nie przekreślać w zupełności scenariusza, że i tam skąd odchodzimy przyjdzie nam ponownie zasiąść przy swoim biurku. Albo we własnym gabinecie narożnym.

Sytuacja specjalistów z nisz zawodowych

Bycie wyspecjalizowanym w wąskiej kategorii przynosi wiele korzyści. Ma jednak swoje mroczne oblicze. Zbijanie kokosów bowiem często równoważy się z niewielkim potencjałem miejsc pracy. Chociaż każdy pracodawca z danego sektora może nas u siebie pragnąć i mamić bajońskimi sumami, w pierwszej kolejności musi mieć dostępny wakat oraz fundusze. Zwłaszcza, jeśli sytuacja na danym rynku pozostawia wiele do życzenia. Ze względu na niewielki wybór alternatyw należy poważnie wziąć pod uwagę, żeby nie palić za sobą mostów. A szczególnie wszystkich po kolei, bo możemy utknąć w pierścieniu ognia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa druga strona stoi przed podobnym dylematem.

Czasem trzeba jednak postawić na swoim

Dobrą praktyką w świecie biznesu jest zazwyczaj, aby nie palić za sobą mostów przy odchodzeniu z pracy. Występują jednak sytuacje, w których bezkonfliktowe zejście ze sceny kłóci się z innymi wartościami, takimi jak asertywność lub nawet uczciwość. Olbrzymia większość pracodawców przestrzega przepisów prawa pracy i odnosi się z szacunkiem do odchodzących pracowników. Niestety wciąż można spotkać wyjątki przeczące tej regule. A przecież w nowoczesnym miejscu pracy nie powinno być przestrzeni na groźby „że się zniszczy czyjąś karierę, jeśli odejdzie” lub podobnie małostkowe zachowania.

W takiej sytuacji, asertywna osoba powinna z zachowaniem odpowiedniego szacunku zakomunikować, że nie zgadza się na podobne traktowanie. Jeśli wyniknie z tego konflikt, to trudno. Egzekwowanie swoich praw, takich jak zachowanie okresu wypowiedzenia, prawa do odprawy bądź podania realnej przyczyny zwolnienia nie powinno być w żadnym stopniu traktowane jako agresja. Jeśli polubowne środki, albo nawet dynamiczna wymiana zdań, oczywiście w zachowaniu pełnej kultury wypowiedzi, zawiodą warto zasięgnąć porady prawnej i udać się ze sprawą do sądu pracy. Obecnie pracownicy są zwolnieni z opłat sądowych w pierwszej instancji oraz z większości w apelacji, dzięki czemu zaskarżenie nieuczciwej praktyki przedsiębiorstwa jest prostsze i wymaga mniej zasobów niż kiedykolwiek wcześniej.

Jak nie dać się ponieść gniewowi, żeby nie palić za sobą mostów?

Jeśli zdecydujemy się eskalować sprawę na drogę prawną warto pamiętać o podstawowej zasadzie. Prawo obroni się samo, ale decyzję o tym, czy rzeczywiście mamy rację należy podjąć na spokojnie. Najlepiej korzystając z opinii specjalisty z tej dziedziny. Straszenie sądem bez poparcia odpowiednimi dowodami może okazać się mocno kontrproduktywne. Innym powiązanym aspektem jest uniknięcie własnej odpowiedzialności w tym zakresie. Dlatego, nawet w słusznym gniewie warto uważać na publiczne wypowiedzi, w tym te na platformach społecznościowych. Nie można odbiegać w nich od rzeczywistości lub zdradzać tajemnic handlowych przedsiębiorstwa. Takie zachowanie może bowiem grozić konsekwencjami natury prawnej. Warto zastanowić się nad tym w dłuższej perspektywie i pomyśleć, czy chwilowe katharsis po zapostowaniu wszelkich żalów jest warte problemów. Trzeba wiedzieć, gdzie są granice i jakie wypowiedzi są dopuszczalne.

Ostatnim aspektem, który warto poruszyć jest problematyka zawartych w umowach zakazów konkurencji. Co do zasady, obowiązują one jedynie do zakończenia umowy. Jeśli są wydłużone, przedsiębiorstwo musi wynagrodzić to pracownikowi płacąc mu dalej kwotę przynajmniej 25 proc. dotychczasowego wynagrodzenia. Dlatego, wszelkie teksty o niemożności przejścia do pracy w konkurencyjnej organizacji nie powinny mieć miejsca, a co więcej wpływu na rzeczywistość. Biznes to biznes i rządzi się swoimi, czasem brutalnymi, prawami. Nie powinien jednak przeradzać się w plemienne wojny.

Przyszłość pokaże, kto wyjdzie na tym lepiej

Zmiana pracy wiąże się z ogromem emocji, zwłaszcza gdy decyzja padła ze strony pracodawcy. Podchodzimy do niej ze złością, lękiem, rozczarowaniem. Przecież byliśmy najlepsi! Tymczasem warto spojrzeć na sprawę z nieco innej perspektywy. Przykładowo, biorąc pod uwagę sytuację gospodarczą w kraju na przestrzeni ostatnich lat, ciężko „wywalczyć sobie” wyższe stawki pozostając przez dłuższy czas w tym samym miejscu. Sezonowe podwyżki jedynie korygują efekty inflacji oraz pozwalają poszczególnym pracownikom poczuć, że utrzymują się na stałym poziomie jakości życia lub chociaż zbliżonym do niego. Nowe zatrudnienie to szansa, żeby dokonać pewnego rachunku sumienia i ponownie przemyśleć swoje kwalifikacje zawodowe. Zapewnia ono pozycję negocjacyjną do dokonania przełomowych osiągnięć w swoim życiu zawodowym.

Ponadto, jeśli zwolnienie wynika ze złej kondycji firmy, a zwłaszcza jeśli wiąże się z większą redukcją personelu, należy zastanowić się, czy nowa rzeczywistość, która w niej zapanuje naprawdę jest miejscem, w którym chcielibyśmy się znajdować. Ogrom obowiązków i dekadenckie nastroje nie sprzyjają efektywności, nawet jeśli ocalali cieszą się z tego, że ominęła ich eliminacja w trwających „Igrzyskach Śmierci”. Za kilka lat, miesięcy lub tygodni może się okazać, że to były pracodawca będzie za nami tęsknie wyglądał przez okno. Jeżeli potrafił zachować się z klasą przy pożegnaniu, warto nie dobijać go jeszcze bardziej. Być może nie mówi nam jeszcze „żegnaj”, tylko „do widzenia”. A po powrocie do formy wróci z kontrpropozycją, która skutecznie połechce ego i zachęci do rozważenia powrotu.

Redaktorka

Z wykształcenia filolog języka francuskiego, jednak od najmłodszych lat emocjonalnie związana z dziennikarstwem i działalnością literacką. Interesuje się szerokim wachlarzem tematycznym, zaczynając od kwestii językowych, kulturowych i społecznych, poprzez finanse i ekonomię, aż po naukę i prawo. Można powiedzieć, że w życiu podąża za iście renesansową definicją bycia "humanistą".

Reklama pracy dla kierowcy

Czytaj także

Komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w tekście
Zobacz wszystkie komentarze