Google przyznaje się do błędów w swoich raportach
Jak donosi The Guardian, w informacjach dostarczanych przez Google znajduje się kilka wyraźnych błędów w kwotach finansowania treści politycznych przez partie w Wielkiej Brytanii. Raport miał rzetelnie informować m.in. o tym, ile pieniędzy partie polityczne i inne organizacje wydają na reklamy. Jednak w niedawnej publikacji można zauważyć spore rozbieżności w porównaniu z tymi, które zostały udostępnione w zeszłym tygodniu.
Czy raportom przejrzystości można ufać?
Za najskrajniejszy przypadek The Guardian uznaje informację, że brytyjska opozycyjna Partia Pracy, miała wydać zaledwie 50 funtów na reklamy w tygodniu zaczynającym się 27 października i nic w następnym. W rzeczywistości, po rozwiązaniu parlamentu partia wydała tysiąc razy więcej na promocję haseł: „partia Brexit” oraz „Brexit”. Raport z prawidłowymi danymi nie jest już dostępny. Według niego, na reklamę wydano 63 900 funtów w trakcie wyżej wymienionych tygodni. Analogicznie sytuacja występuje w przypadku partii konserwatywnej. Pierwotnie miała ona wydać 12 450 funtów; w najnowszej wersji kwotę tę zaniżono do 9 900 funtów.
Google otwarcie przyznało się do błędu. Potwierdziło, że najnowszy raport zawierał dane, których nie miał zeszłotygodniowy. Jak wskazał w oświadczeniu: „Analizujemy ten problem. Jak tylko znajdziemy jakieś reklamy, które zostały zgłoszone przez przypadek, dodamy je do następnego raportu.”
Google Ads stało się swojego rodzaju polem bitwy w cyfrowej kampanii politycznej. Guardian zauważył, że każda partia targetuje swoje treści do wyborców konkurencji. Partia Pracy stawia na hasło: „Głosuj na Lib(eralnych) Dem(okratów), dorwij Borisa Johnsona [Premier Wielkiej Brytanii, konserwatywny polityk popierający Brexit – przyp. red.]”, z kolei konserwatyści na: „pomóż zatrzymać drugie referendum”.
Kampania polityczna w social mediach?
Dyskusja na temat wykorzystywania social mediów w kampanii politycznej zawrzała już w 2016 r. podczas wyborów prezydenckich i nie traci swojej temperatury. Opublikowano wówczas raport o działaniach informacyjnych prowadzonych przez Rosję, w którym wykazano, że farma trolli szerzyła dezinformację i fałszywe komunikaty na platformach społecznościowych. Według ekspertów odegrały one kluczową rolę w amerykańskich wyborach.
Aktualnie wyżej wymienione partie promują się reklamami sponsorowanymi przykładowo na Facebooku oraz Snapchacie. Od momentu, w którym ogłoszono wybory, politycy wydali więcej niż 422 tys. funtów na tych platformach. Zupełnie odmienną taktykę zastosował Twitter oraz TikTok – oświadczyli, że nie będą wyświetlać reklam politycznych na swoich platformach.
Opracowanie: The Guardian, źródło: raport Facebook Ad Library
Założyciel Who Targets Me – firmy monitorującej, które partie i w jaki sposób zdobywają głosy przez Facebooka – Sam Jeffers postanowił odnieść się do sprawy Google’a. – Dopóki standardy transparentności politycznych reklam, nie zostaną określone prawem i odpowiednimi karami za jego nieprzestrzeganie, takie błędy będą występować. Wszyscy mamy prawo wiedzieć, w jaki sposób jesteśmy targetowani online – dodał Sam Jeffers.
Autorem artykułu jest Adam Zamczała
Źródła:
https://www.theguardian.com/technology1
https://www.theguardian.com/technology2
https://www.theguardian.com/technology3
Komentarze