Od prawie dwóch lat są ciągle w podróży i pracują zdalnie. Jak wygląda takie życie „na walizkach”?
„To była najlepsza decyzja, jaką podjęliśmy i nigdy bym tego nie zmienił” – mówi Maciej, który od ponad półtora roku podróżuje po świecie i pracuje zdalnie wraz ze swoją partnerką, Gabrielą. W ciągu kilkunastu miesięcy zwiedzili już m.in. Gruzję, Turcję, Wyspy Kanaryjskie czy Grecję. Jak wygląda ich życie w podróży i czy zawsze budzi taki zachwyt jak na zdjęciach z Instagrama?
Jak to jest być w ciągłej podróży i pracować zdalnie? Z jakimi wyzwaniami trzeba się mierzyć na co dzień? I czy życie wygląda wtedy jak wieczne wakacje? O stylu życia cyfrowych nomadów opowiadają Gabriela i Maciej, którzy od ponad półtora roku zwiedzają świat i pracują zdalnie z różnych zakątków, ostatnio z Wysp Kanaryjskich.
O pracy zdalnej i podróżowaniu rozmawiamy z Gabrielą i Maciejem, czyli Travelinios
Joanna Tracewicz: Ile jeździcie już po świecie, pracując i zwiedzając nowe kraje jednocześnie?
Maciej Hyk: Ponad półtora roku.
JT: Od zawsze chcieliście żyć w ten sposób?
MH: Od szkoły średniej wiedzieliśmy, że chcielibyśmy podróżować. Zaczęło się od prelekcji podróżniczych we Wrocławiu. To właśnie wtedy złapaliśmy zajawkę. Po maturze pojechaliśmy w pierwszą dłuższą podróż – spędziliśmy miesiąc w Albanii i Grecji.
Gabriela Jeziorska: Braliśmy też udział w wyścigu Auto Stop Race organizowanym przez organizację studencką BIT. To jeszcze bardziej zachęciło mnie do eksplorowania świata.
MH: Można powiedzieć, że chęć zwiedzania świata w nas dojrzewała. Po skończeniu studiów chcieliśmy wyjechać na rok do Azji…
GJ: …i wtedy przyszła pandemia.
Pomysł na siebie: „Chęć zwiedzania świata w nas dojrzewała”
JT: I co było dalej?
MH: Pracowaliśmy w Polsce, ale cały czas z tyłu głowy tlił się pomysł, aby pracować zdalnie i podróżować po świecie. Dużą inspiracją co do wyboru kierunku byli dla nas nasi znajomi, którzy wówczas wyjechali do Gruzji. Problemem było jednak to, że wtedy jeszcze nie miałem pracy, którą mogłem wykonywać zdalnie.
JT: Teraz oboje macie pracę zdalną w branżach kreatywnej i IT. To właśnie chęć podróży była dla ciebie głównym motywatorem, aby zmienić pracę?
MH: Jednym z głównych. Pracowałem w agencji i nie byłem z tej posady za bardzo zadowolony. Zależało mi na tym, aby znaleźć pracę na stałe, która umożliwi Gabi i mnie wspólne zwiedzanie świata.
JT: I to ci się udało. A gdzie jesteście teraz?
MH: Na Wyspach Kanaryjskich, dokładnie na La Palmie. Wcześniej byliśmy na Teneryfie, a za chwilę ruszamy na Gran Canarię.
JT: W jakich krajach już byliście?
MH: Byliśmy w ponad 20 krajach, a mieszkaliśmy w Gruzji, Macedonii Północnej, Armenii, Turcji, Grecji i na Cyprze.
Wyzwania podróżnicze: „Strefa czasowa i ceny są dla nas kluczowe”
JT: A jak wybieracie miejsca, do których się wybieracie? I ile czasu spędzacie w każdym z nich?
GJ: Na pewno kluczowe są dla nas dwie rzeczy. Pierwsza to strefa czasowa, ponieważ pracujemy we właściwych dla Polski godzinach biurowych. Wyjazd np. do Azji czy Ameryki Południowej jest znacznie większym wyzwaniem, chociaż rozważamy taką podróż w 2025 roku. Zazwyczaj wybór miejsca wychodzi spontanicznie, z dnia na dzień. Orientujemy się, że nie mamy planów na za kilka miesięcy i decydujemy, gdzie chcielibyśmy tym razem polecieć. W Gruzji pracowaliśmy z opóźnieniem 3-godzinnym i to było średnio wygodne.
MH: Ale znowu będziemy tak pracować na Mauritiusie i da się to przeżyć.
GJ: Tak jasne, jest to do zaakceptowania. Z kolei teraz w Hiszpanii mamy godzinę różnicy do tyłu w porównaniu z Polską. I to jest idealne rozwiązanie.
MH: Pracujemy od 7:00 do 15:00 czasu lokalnego i to jest rewelacyjne.
GJ: Drugą rzeczą, jaka jest dla nas istotna, to ceny na miejscu. Naszym celem jest podróżować w miarę budżetowo. Dlatego też do tej pory odwiedziliśmy Gruzję, w której spędziliśmy łącznie siedem miesięcy, w tym pięć ciągiem, czy Turcję, gdzie byliśmy dwa miesiące, zmieniając lokalizacje. Zwykle wybieramy się gdzieś na dwa, trzy miesiące, zmieniając miasta po około miesiącu. Długoterminowy najem w tej sytuacji odpada, ale z kolei np. Airbnb oferuje spore zniżki przy miesięcznym wynajmie. Zdarza się też, że korzystamy z lokalnych stron z ofertami najmu.
Sposób na oszczędzanie: „Dostosowujemy swój styl życia do miejsca, w którym jesteśmy”
JT: Mówisz, że ważne jest dla was budżetowe podróżowanie. Jak jeszcze szukacie oszczędności?
GJ: Od początku naszym założeniem było to, że będziemy zwiedzać świat i wydawać mniej niż w Polsce lub podobnie, pracując w naszych stałych pracach. Nie mamy na to jakiegoś sekretnego przepisu. Natomiast można powiedzieć, że dostosowujemy swój styl życia do miejsca, w którym jesteśmy. Kiedy byliśmy w Gruzji, korzystaliśmy z taniego transportu miejskiego, a także poruszaliśmy się autostopem, który tam jest popularny. Poza tym nasze oszczędzanie wygląda tak jak w Polsce. A więc robimy listy zakupów, jemy produkty sezonowe, korzystając z tych składników, które są tanie i popularne w danym kraju. Ograniczyliśmy spożycie nabiału w Gruzji, bo on tam jest bardzo drogi, a na Wyspach Kanaryjskich korzystamy z tego, że krewetki kosztują tyle co kurczak. (śmiech)
JT: A co z Wrocławiem, w którym dotychczas mieszkaliście? Macie do utrzymania lokum w Polsce?
MH: Mamy ten luksus, że nie musimy ponosić kosztów mieszkania w Polsce. Cały swój dobytek mamy w dwóch walizkach. Część rzeczy zostawiliśmy we Wrocławiu w kartonach, które poupychaliśmy pod łóżka w naszych domach rodzinnych. (śmiech)
Pakowanie w długą podróż: „Cały swój dobytek mamy w dwóch walizkach”
JT: Podróżowanie z dwoma walizkami nie wydaje się najłatwiejsze. Sama nieraz mam problem, aby na tygodniowy wyjazd zmieścić się do plecaka i walizki.
MH: Nam udało się zmieścić nawet patelnię, z którą podróżowaliśmy po Gruzji. (śmiech)
GJ: Ale musieliśmy zrezygnować z większych i bardziej rozbudowanych planszówek, w które uwielbiamy grać. Wozimy ze sobą tylko kilka karcianek.
MH: Przede wszystkim istotne jest dla nas to, żeby rzeczy były praktyczne, niż żeby ładnie się prezentowały. Jeździmy głównie do krajów, gdzie jest ciepło, więc łatwiej jest zmieścić więcej ubrań, bo one nie zajmują tak dużo miejsca. Mamy jednak kilka takich rzeczy, z których nie zrezygnujemy – wyciskarka do czosnku i projektor z mapą nieba.
Przygotowanie do podróży: „Mamy plany na kilka miesięcy do przodu”
JT: Powiedzieliście już o tym, jakie miejsca odwiedziliście i wspomnieliście, że planujecie lecieć na Mauritius. Jak wyglądają wasze plany na przyszłe podróże?
MH: Mamy plany na kilka miesięcy do przodu, do końca roku. Będziemy lecieć do Francji na jakiś krótki okres. Stamtąd dalej na wyspę Reunion, potem na Mauritius, a później wracamy do Polski na jakiś czas.
JT: Do końca roku to brzmi poważnie! Niektórzy nie wiedzą, co będą robić w weekend, kiedy nadchodzi piątek. Jak wygląda wasze przygotowanie do wyjazdów?
MH: Zasada brzmi: im wcześniej zaczniemy przygotowania, tym lepiej.
GJ: Zawsze mamy tysiące rzeczy do zrobienia, które umieszczamy na liście. Niestety zdarza się, że za późno się za to zabieramy. I wtedy ponosimy tego koszty, bo im później coś rezerwujemy, tym jest po prostu drożej.
MH: Albo może to generować problemy, takie jak dłuższe poszukiwanie noclegu. Jeśli chcemy wynająć airbnb na cały miesiąc, to wystarczy, że ktoś, kto jeździ np. na wakacje, powiedzmy raz do roku, zarezerwuje sobie dane miejsce na tydzień, i taka miejscówka siłą rzeczy dla nas odpada. To jest minus takiego trybu życia. Mamy niekończącą się listę rzeczy do zrobienia i tak naprawdę ciągle musimy coś planować, coś sprawdzić. Zdarza się, że nasze plany zmieniają się pięć razy i cała zabawa zaczyna się od nowa.
Plany na podróż: „Możemy przecież lecieć gdziekolwiek…”
JT: A te zmiany z czego wynikają?
GJ: Rzuciło nam się w oczy jakieś zdjęcie, sprawdzamy miejsce i… zaczynamy robić risercz. Okazuje się, że np. strefa czasowa jest niekorzystna albo ceny są dla nas za wysokie. Jest wiele różnych czynników, na które musimy zwrócić uwagę: transport, ceny wynajmu samochodu, wybranie konkretnej miejscowości, ceny noclegów. Jeśli po drodze coś nam nie pasuje, proces zaczyna się od początku. Nierzadko jest tak, że kiedy skończymy jedno planowanie, już musimy brać się za kolejne.
MH: Sporo jest zmiennych, które są od siebie zależne. Jesteśmy jednak bardzo elastyczni. To z jednej strony jest plus, bo jesteśmy w stanie zmienić decyzję, z drugiej strony bywa to męczące. Powiedzmy, że chcemy lecieć do danego miejsca, robimy risercz, który zajmuje nam godziny, a potem okazuje się, że to jednak nie to, więc wracamy do punktu wyjścia. W sumie możemy przecież lecieć gdziekolwiek i zapętlamy się w tych poszukiwaniach. Łatwiej jest zorganizować wyjazd wakacyjny, mając jakieś większe ograniczenia, nawet sztywny termin urlopu, niż mieć poczucie, że możliwości są nieograniczone.
Praca zdalna: „Instagram kontra rzeczywistość”
JT: Świetnie, że wspominasz o wakacjach! Wasze życie pewnie wielu osobom jawi się jako niekończący się urlop. A jak jest naprawdę?
MH: Tak jak mieliśmy swoje życie we Wrocławiu, tak teraz mamy życie za granicą. Pracujemy od poniedziałku do piątku, a zwiedzamy głównie w weekendy. Czasem zdarza się wziąć nam wolne bądź korzystamy z dni wolnych ustawowo. Od samego początku nie traktowaliśmy takiego życia jak ciągłych wakacji, chcieliśmy po prostu to życie ulepszyć.
GJ: Nadal mamy swoją rutynę. Wciąż musimy iść do supermarketu, zrobić zakupy, ugotować. Chodzimy na siłownię, do fryzjera, robimy pranie. (śmiech) Kiedy byliśmy na Cyprze, mieliśmy basen i leżaki. Teoretycznie mogliśmy pracować znad basenu, popijając drinka z palemką. Ale to jest właśnie ten moment, kiedy orientujesz się, o co chodzi z „Instagram kontra rzeczywistość”. Słońce grzeje, ekran jest zaciemniony i to nie wygląda tak jak na zdjęciach. Kilka razy zdarzyło się, że pracowaliśmy na Krecie z knajpy nad wodą, ponieważ mieliśmy awaryjną sytuację, ale to nie było dla nas komfortowe – tutaj trzeba do kogoś zadzwonić, a ludzie w tle głośno rozmawiają…
Życie „na walizkach”: „Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej”
MH: Tak, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Gabriela, mam wrażenie, ma i tak większą tolerancję na różne warunki. Może sobie wyjść na balkon i popracować. Natomiast ja łatwiej się rozpraszam, więc po prostu siedzę przed biurkiem i pracuję. W trakcie pracy równie dobrze mógłbym być we Wrocławiu.
GJ: Prawda jest taka, że tak naprawdę bierzemy mniej dni urlopowych w ciągu roku niż wcześniej. To, kiedy się przemieszczamy, determinują ceny lotów i to głównie na takie dni wykorzystujemy nasze wolne. Każdy nasz weekend to takie małe wakacje, więc mamy mniejszą potrzebę, żeby brać kilka dni wolnego pod rząd. Poza tym nieraz trudno zaplanować nam dłuższy urlop z wyprzedzeniem, bo czasem musimy zmienić nasze plany. Przyznam, że akurat takiego skutku ubocznego się nie spodziewałam.
MH: Nie chodzi o to, że specjalnie gromadzimy te dni wolne. Po prostu odczuwamy mniejszą potrzebę, by je wykorzystywać, bo jesteśmy na co dzień bardziej zrelaksowani.
Życie cyfrowych nomadów: „Uważam, że to była najlepsza decyzja, jaką podjęliśmy”
JT: Podróżując po świecie, musicie być otwarci na zmiany. Nowe warunki w mieszkaniu, inna okolica, nieznane realia życia czy choćby fryzjer, u którego nigdy nie byliście. Trudno wam się do tego przyzwyczaić? Czego wam brakuje w życiu „na walizkach”?
MH: Nasz styl życia ma bardzo dużo plusów i uważam, że to była najlepsza decyzja, jaką podjęliśmy i nigdy bym tego nie zmienił. Jest jednak dużo minusów, takich jak np. to, że musieliśmy zrezygnować z naszego życia towarzyskiego. Rzadko widzimy się też z rodziną, choć to oni nas częściej odwiedzają niż my ich. Grałem też w zespole i musiałem podjąć decyzję, żeby na jakiś czas z tego zrezygnować.
GJ: Ja z kolei trenowałam taniec i też musiałam się z tego wycofać.
MH: Finalnie w ogóle tego nie żałuję, ale czasem adaptacja do nowego miejsca sprawia jakieś problemy, takie zdawałoby się nic nieznaczące. Oboje kochamy jeść zupy, które gotuję, a rzadko kiedy mamy w mieszkaniu naprawdę duży garnek. Zupa z kolei musi być na minimum 4-5 dni, to złota zasada. (śmiech)
GJ: Czasem zdarza się, że w mieszkaniu coś nam przeszkadza, o czym po prostu nie mieliśmy szansy wiedzieć wcześniej. Tutaj, gdzie teraz jesteśmy, jest np. duży problem z mrówkami czy wyciszeniem. Mieszkamy przy samym rynku. Początkowo wydawało się to fajne, ale przestaje być fajne wieczorem, kiedy trudno jest zasnąć, bo na ulicy jest bardzo głośno.
MH: Na dłuższą metę brakuje takich zwykłych rzeczy, na które normalnie nawet nie zwraca się uwagi. Wspomniany garnek, ale i piekarnik, domowe przetwory albo nawet własny kocyk, pod który wsuniemy się wieczorem, oglądając film. Tęskni się czasem za takim swoim miejscem. Kiedy ewakuujemy się z jednej miejscówki, to zwykle jest ten moment, kiedy ludzie na siłowni zaczynają nam mówić “cześć”. (śmiech)
Wymarzone miejsce do życia: „To, jakie mamy wrażenie o danym kraju, jest związane z miejscem, gdzie mieszkamy”
JT: Trudno się zawsze zabezpieczyć przed wszystkimi niedogodnościami, jednak w waszym przypadku to o tyle istotne, że nie jedziecie na krótki wypad, a poza tym musicie też pracować. Na co zwracacie szczególną uwagę, wybierając miejsce do mieszkania?
MH: Dobry Internet – prosimy o wysłanie testu sieci. Na pewno istotna jest dla nas lokalizacja. To akurat nie jest związane z pracą, ale zauważyliśmy, że nasze ogólne wrażenie o danym kraju jest bardzo mocno zdeterminowane przez to, gdzie mieszkamy. Zdarzyło się, że mieszkaliśmy na obrzeżach miasta, i wtedy w tygodniu właściwie nie przemieszczaliśmy się za bardzo, bo było to utrudnione. Lepiej wspominamy pobyty, kiedy żyliśmy w centrum. Wtedy też w weekend traciliśmy mniej czasu na dotarcie choćby do komunikacji miejskiej. Wolimy wynająć mieszkanie o gorszym standardzie, które jest w centrum, blisko ciekawych miejsc do zwiedzania niż świetny apartament pośrodku niczego.
GJ: Ale zdarzyło nam się też spędzić miesiąc w górach w Gruzji na odludziu. Wówczas celowo tak zdecydowaliśmy, to był nasz czas na reset. Jeśli chodzi o rzeczy, które są nam potrzebne w mieszkaniu, to na pewno pralka, a także kuchenka. To nie może być studio wakacyjne z mikrofalówką, ponieważ potrzebujemy mieć sprzęty, by normalnie na co dzień gotować.
Wyzwania pracy zdalnej: „Staramy się odciąć i sobie nie przeszkadzać”
JT: A biorąc pod uwagę jeszcze samą pracę, co jest dla was istotne, jeśli chodzi o komfort?
GJ: Jeśli o mnie chodzi rzeczywiście mam łatwość adaptacji do otoczenia. Często pracuję na kanapie. Jestem przyzwyczajona do pracy zdalnej, bo zanim wyjechaliśmy pracowałam w takim trybie przez półtora roku.
MH: Ja z kolei zwracam uwagę na to, żeby był przynajmniej jakiś stolik i w miarę wygodne krzesło. Potrzebuję stałego miejsca do pracy, bo łatwo się rozpraszam. I to sprowadza się do tego, że szukamy raczej miejsc, które mają dwa pokoje, choć zdarzyło nam się mieszkać w kawalerce i dawaliśmy radę. Staramy się wtedy odciąć i sobie nie przeszkadzać.
GJ: To, co nam ułatwia sytuację to fakt, że ja nie mam tak dużo spotkań online, które z kolei Maciek ma regularnie. Gdybyśmy oboje tak pracowali, wtedy koniecznie musielibyśmy mieć oddzielne pomieszczenia.
Praca zdalna w podróży: „Bardziej doceniamy nasze prace”
JT: A czy macie poczucie, że ten podróżniczy styl życia jakoś wpływa na waszą pracę?
MH: Ewentualnym największym problemem może być niedziałający Internet. Dlatego też polecam zawsze pytać o jakość łącza w mieszkaniu. Poza tym warto po przyjeździe sprawdzić, gdzie jest jakaś knajpka, w której możemy skorzystać z sieci. A jeśli chodzi o ogólny wpływ, to myślę, że przez to, że podróżujemy, jesteśmy bardziej zadowoleni z życia. A to z kolei pozytywnie wpływa na naszą chęć do pracy.
GJ: Bardziej tę pracę doceniamy. Wiemy, że to właśnie dzięki niej możliwe jest być tu, gdzie jesteśmy teraz.
Codzienne życie w podróży: „Wyścig zaczyna się w weekend…”
JT: A czy czujecie się czasem zmęczeni takim trybem życia? Nowe miejsce zwykle zachęca, żeby poznawać, sprawdzać, zwiedzać… Z kolei człowiek ma czasem potrzebę, żeby zaszyć się w łóżku i oglądać Netfliksa, dopóki ten nie spyta, „czy jeszcze tu jesteś?”.
GJ: Wyścig zaczyna się w weekend i wtedy jesteśmy bardziej zmęczeni niż w tygodniu, bo od rana do wieczora zwiedzamy. W środku tygodnia są takie dni, że po prostu zostajemy w mieszkaniu. Wiemy, że będziemy w danym miejscu około miesiąca, więc mamy trochę dni na to, żeby zobaczyć różne atrakcje.
MH: Czasem mamy taką myśl: „czy warto było szaleć tak?”. (śmiech) Wracamy zmęczeni, kładziemy się od razu spać, a ja sobie myślę: „byleby się tylko obudzić w poniedziałek wyspanym”. Mimo tego, to wszystko jest warte tych doświadczeń. Trudno jednak wziąć mi dzień wolnego i po prostu zostać w domu, bo wtedy z tyłu głowy mam, ile rzeczy mógłbym w tym czasie robić.
Plany na przyszłość: „Wciąż jesteśmy poszukujący”
JT: Zwiedziliście dużo miejsc i poznaliście życie w różnych zakątkach świata. Wiecie już, gdzie chcielibyście osiąść na stałe? A może w ogóle jeszcze o tym nie myślicie?
MH: Kiedy wyjeżdżaliśmy z Polski, nie byliśmy przekonani, czy chcielibyśmy tam wrócić i mieszkać. Na samym początku wydawało mi się, że moglibyśmy osiąść w Gruzji – poczułem tam taką wolność podczas pierwszej podróży. Jednak im więcej podróżujemy po różnych krajach, tym coraz bardziej odrzucamy stwierdzenie, że na pewno nie wrócimy do Polski. Bo Polska ma naprawdę bardzo dużo plusów, jeśli chodzi o prowadzenie codziennego życia.
GJ: Myślę, że idealnym rozwiązaniem byłoby mieszkać pół roku za granicą i pół roku w Polsce. Ostatecznie chcemy jednak wrócić do kraju. Przynajmniej takie mieliśmy pomysły na ten moment, bo wciąż – można powiedzieć – jesteśmy poszukujący.
Komentarze