A co, jeśli powiem ci, że należysz do najbogatszych ludzi na świecie?
Pomstujecie na światową elitę ekonomiczną? Jesteście zdania, że bardzo wiele niesprawiedliwości na świecie dzieje się właśnie przez nią? Uważajcie, bo jest wysokie prawdopodobieństwo, że do niej należycie. A jeżeli nie, to być może jesteście na zawodowej trajektorii, która wkrótce was tam doprowadzi. Ile więc trzeba zarabiać, żeby mieścić się w globalnej finansowej elicie? Jak czasem można przeczytać w clickbajtowych tytułach: „odpowiedź może was zaskoczyć”.
Spis treści
Co zaskakujące nie jest łatwo znaleźć dane na temat globalnego rozkładu dochodów. Znacznie łatwiej jest znaleźć informacje na temat ekonomicznych nierówności wyrażanych na przykład tak zwanym współczynnikiem Giniego. Przypomnijmy – przyjmuje on, przynajmniej teoretycznie, wartość od 0 do 1 (lub 0 – 100). Zero oznacza, że wszyscy mają po równo, a jedynka (lub 100), że jedna osoba dysponuje wszystkimi zasobami (całym majątkiem, albo całym dochodem), a reszta nie ma zupełnie nic. Takie sytuacje w rzeczywistości się nie zdarzają. Dochodowe rozwarstwienie wynosi od nieco ponad 0,20 w najbardziej równościowych krajach skandynawskich po ponad 0,60 w niektórych krajach afrykańskich albo państwach Ameryki Łacińskiej.
Ile zarabiają ludzie na świecie? I ile pieniądze mają wspólnego z klasą?
Według opublikowanego w 2013 roku raportu Gallupa mediana rocznego dochodu statystycznego gospodarstwa domowego na świecie (precyzyjnie rzecz biorąc – w 131 państwach świata) wynosiła 10 tys. dol. rocznie. Jeżeli przeliczylibyśmy to po ówczesnym kursie, oznaczałoby to około 30 tys. zł., czyli 2,5 tys. zł miesięcznie. Na całą rodzinę. Przypomnijmy, że mediana to wartość dzieląca jakiś zbiór na połowy. Owe 10 tys. dol. dzieli gospodarstwa domowe na świecie na dwie części – połowa dysponowała większym dochodem, a połowa mniejszym.
Jeśli przyjrzymy się dochodowi na głowę zrobi się jeszcze bardziej interesująco. Otóż owe 10 lat temu według Gallupa mediana dochodu wynosiła 3 tys. dol. Na rok. Przy prostym przeliczeniu po ówczesnym kursie złotówki dałoby to nam około 750 zł na miesiąc.
Świeższymi i wiarygodnymi danymi dysponuje World Inequality Database, projekt współtworzony przez takie supergwiazdy ekonomii jak Thomas Piketty, Emmanuel Saez czy Gabriel Zucman. Problem jest taki, że platforma nie dysponuje zagregowanymi danymi. Syntezy na poziomie 16 dużych (i zazwyczaj rozwiniętych państw) dokonała platforma visual capitalist. Wśród wspomnianych krajów znalazły się: USA, Kanada, Meksyk, Brazylia, Argentyna, Niemcy, Wielka Brytania, Rosja, Chiny, czy Indie. Aby w 2021 roku wskoczyć do grona 10 proc. najlepiej zarabiających pośród nich należało mieć roczny dochód na poziomie niecałych 40 tys. dol. W przeliczeniu ok. 13,5 tys. zł brutto miesięcznie po kursie z końcówki 2021 roku.
Ale to jeszcze nie koniec. Nieco precyzyjniejsze dane na temat dochodów dostarcza Pew Research Center. Nie rozpatruje on jednak rozkładu zarobków według na przykład grup decylowych (10 równolicznych grup, z której każda ma dochód wyższy niż poprzednia), ale przypisuje osoby do kolejnych kategorii dochodowych: osoby biedne, o niskim dochodzie, o średnim dochodzie, o średnio-wyższym dochodzie i o wysokim dochodzie.
Można to rozpatrywać jako pewnego rodzaju podział na klasy społeczne wyznaczane dochodem: od klasy niższej, po klasę średnią, na klasie wyższej kończąc.
I tu może kilka uwag na temat samych klas społecznych. Istnieje naprawdę bardzo szeroka literatura opisująca różne ujęcia tego problemu. Jedną z najwcześniejszych jest tradycja Karola Marksa, który dzielił klasy społeczne ze względu na status posiadania kapitału. Byli więc posiadacze kapitału (kapitaliści) i pracownicy najemni (proletariusze).
Inne podejście do klas społecznych zostało ufundowane na gruncie socjologii, gdzie ludzi przyporządkowuje się do poszczególnych grup zawodowych. Mamy więc grupę managerów wyższego szczebla i specjalistów, grupę pracowników umysłowych, pracowników administracji. Dalej są robotnicy wykwalifikowani i niewykwalifikowani. Te grupy z kolei można „transponować” na klasy społeczne: niższą, średnią i wyższą.
Istnieje również klasowa tradycja zapoczątkowana przez socjologia Pierra Bourdieu. Badacz ten klasowość postrzegał przez pryzmat nakładających się na siebie kapitałów: ekonomicznych i kulturowych. Według tej koncepcji, klasa wyższa to grupa społeczna, która wytwarza „kulturę prawomocną”. To ona decyduje o tym, co jest modne, o czym się pisze i mówi w mediach głównego nurtu i w awangardzie, to ona kreuje świat sztuki, polityki i biznesu. W anglosaskiej tradycji badawczej (i chyba w większości współczesnych badań z przecięcia ekonomii i psychologii społecznej) stosuje się nieco zbliżoną koncepcję „statusu społeczno-ekonomicznego”.
Kolejne ujęcia klasowości odwołują się choćby do statusu prawno-instytucjonalnego na rynku pracy. Tu z kolei mamy do czynienia z koncepcjami modnego jeszcze kilka lat temu badacza Guya Standinga, popularyzatora kategorii „prekariat”. Poza prekariatem w tej koncepcji pojawia się sześć innych klas na czele z „globalną elitą”, do której zaliczają się na przykład ludzie z listy Forbes 400.
Jak widać, klasowy krajobraz jest bardzo zróżnicowany. Każde podejście zresztą oferuje coś interesującego, jeśli chodzi o rozumienie uwarstwienia społecznego. Niezaprzeczalną zaletą ekonomicznego (dochodowego) podziału klasowego jest jego prostota i elegancja. Raport Pew Research Center utożsamia więc „średni dochód” z klasą średnią. Po tym krótkim seminarium z klas społecznych wróćmy do meritum.
Ile trzeba zarabiać, aby należeć do światowej elity finansowej?
Jakie są więc „klasowe widełki” dochodu? Według Pew Research Center biedni to osoby żyjące za dzienną równowartość dochodu poniżej 2 dol. Osoby o niskim dochodzie dysponuję 2.01-10 dol. dziennie. Osoby o średnim dochodzie: 10.01 – 20 dol. Średnio-wyższy dochód to 20.01-50 dol. A dochód przekraczający 50 dol. lub więcej na dzień po prostu dochód wysoki. Są to dane z korektą na siłę nabywczą.
Klasa średnia, globalnie rzecz ujmując, mieści się w dziennym dochodzie od 10.01 do 50 dol. A więc – w sporym uproszczeniu – od około 50 zł dziennie do ponad 200 zł dziennie. Czyli od 1500 do około 6000 zł miesięcznie.
Osoby dysponujące więc dochodem powyżej 6000 zł na miesiąc to… światowa klasa wyższa. Zalicza się do niej około 6-8 proc. globalnej populacji. Według oszacowań Pew takich osób w 2020 było na świecie około 530 mln. Ich liczba spadła w wyniku pandemii (z niemal 600 mln).
No więc tak, jeżeli dysponowaliście dochodem około 6 tys. zł w 2020 to łapaliście się do kilkuprocentowej światowej elity dochodowej.
Oczywiście są to tylko pewne przybliżenia, ponieważ mamy tu do czynienia z wieloma mieliznami. Po pierwsze, w raporcie nie ma jasno powiedziane, czy chodzi o kategorie netto, czy brutto.
Prawdopodobnie chodzi o dochód na rękę, ponieważ jest on przez ekspertów traktowany wymiennie z konsumpcją. Po drugie same dane mogą być mało precyzyjne – nie jest łatwo zbierać informacje z krajów, które nie są państwami rozwiniętymi. A i w tych ostatnich socjologowie i ekonomiści mają problemy z szacowaniem dochodów i majątków osób najzamożniejszych. Po trzecie od 2020 roku mieliśmy do czynienia z globalną inflacją, za którą w niektórych państwach pensje nadążały, w niektórych nie. Przykładowo w Polsce w 2022 roku realne płace spadły względem 2021. Było to pierwsze takie zjawisko od połowy lat 90-tych.
Dla pewnego przybliżenia można więc założyć, że globalna klasa wyższa, najzamożniejsze kilka procent Ziemian dysponuje miesięcznym dochodem równowartości od 5 do 10 tys. zł. Tak, wielu z was jest globalną elitą finansową. Trudno wam w to uwierzyć?
Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze świat jest znacznie biedniejszy niż myślimy. 85 proc. populacji globu żyje za mniej niż 30 dol. dziennie (po korekcie na siłę nabywczą). Rzadko też zdajemy sobie sprawę z tego jak zamożna jest Polska. Według ONZ jesteśmy krajem o bardzo wysokim tzw. wskaźniku rozwoju społecznego. Tym samym organizacja ta umiejscawia nas w jednej grupie z tak rozwiniętymi gospodarkami jak Niemcy, Belgia. Kanada, Stany Zjednoczone, czy Korea.
Po drugie nasze wyobrażenia o finansowej elicie budowane są w oparciu o kulturowy przekaz wytwarzany w najzamożniejszych krajach świata. W ogromnej większości – w Stanach Zjednoczonych. Jasne jest więc, że w jednym z najbogatszych (ale wyjątkowo rozwarstwionych, jak na państwa rozwinięte) krajów na globie za zamożne uważane są osoby o wyższym dochodzie niż na przykład w Etiopii. Wróćmy na chwilę do porównań z World Inequality Database. Według danych projektu, aby w Stanach Zjednoczonych załapać się do 10 proc. najlepiej zarabiających należy mieć dochód na poziomie 100 tys. dol. rocznie lub większym. W Etiopii złapanie się do grona najzamożniejszej jednej dziesiątej społeczeństwa gwarantuje dochód roczny na poziomie… 6 tys. dol.! A Hollywood jest w tym pierwszym państwie, a nie w drugim kraju.
Co kraj, to obyczaj. A tu pieniądze grają rolę
Business Insider wskazuje, jakim dochodem w 2020 roku trzeba było się wykazać, aby załapać się do osławionego górnego 1 procenta w poszczególnych państwach. W Indiach należało zarabiać 77 tys. dol. rocznie. W Chinach było to już 107 tys. dol. rocznie. We Francji – 220 tys. U naszych zachodnich sąsiadów prawie 280. W Stanach Zjednoczonych – prawie 500 tys. dol. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich – ponad 920 tys. dol.
Jak widać niezwykle istotny jest kontekst państwa, wewnątrz którego dokonujemy porównań. Stąd też może wynikać problem części osób z akceptacją kategorii klasowych, które tworzy wyżej wspomniany Pew Research Center. Jak to 1500 zł do 6000 zł to klasa średnia? Przecież to ledwo wiązanie końca z końcem – mogą powiedzieć niektórzy. No cóż, bierzmy pod uwagę kontekst miejsca, z którego to mówimy – jednego z najbogatszych państw świata (choć wśród tych najbogatszych dość biednego). Ludzkość, mimo zauważalnych postępów w redukcji ubóstwa w ostatnich dekadach, wciąż jest biedna. Potrzebujemy wzrostu, żeby miliardy ludzi z tej biedy wyciągnąć. Warto jednak jest mieć świadomość, w którym miejscu tej piramidy się znajdujemy.
Jaka wypłata w Polsce zrobi z ciebie bogacza?
To na koniec przyjrzyjmy się temu, jaki dochód należy mieć, żeby w Polsce łapać się do najzamożniejszych 10 proc.. Cóż… i tu trafiamy na kłopoty z danymi. Najświeższy, zeszłoroczny raport powstały na zlecenie Ministerstwa Finansów dysponuje informacjami za 2018 rok. Nie mamy nowszych danych. Opracowań mówiących o rozkładzie dochodów z bieżącego roku możemy się spodziewać prawdopodobnie nie wcześniej niż w… 2027.
Wróćmy do opracowania MF. W 2018 roku progiem wejścia do jednej dziesiątej osób o najwyższym dochodzie (nie licząc emerytów i rencistów) było prawie 94 tys. zł brutto rocznie. Co przy umowie o pracę dawało około na rękę około 6100 zł miesięcznie. Próg wejścia do najzamożniejszych 5 proc. wynosił 135 tys. zł rocznie brutto (11,2 tys. zł brutto miesięcznie), a do najbogatszego 1 proc. 340 tys. zł brutto rocznie (28,3 tys. brutto miesięcznie). Warto pamiętać, że im więcej zarabiały osoby, tym mniejszy odsetek z nich pracował na umowę o pracę.
Dzisiaj te progi oczywiście się nieco przesunęły. Od 2018 do 2022 średnia pensja nominalnie wzrosła 38 proc. To oczywiście nie znaczy, że właśnie tyle wzrosła wartość samych wypłat.
Przecież po drodze mieliśmy (i ciągle mamy) galopującą inflację, która – jak wspomniałem – spowodowała pierwszy od lat 90-tych spadek pensji realnych. Jest jeszcze jedna informacja, którą warto tutaj dodać: pensje osób najzamożniejszych rosną szybciej niż średnia. Bardzo więc możliwe, że wartość płac najbogatszych wcale nie spadła. Dla uproszczenia przyjmijmy jednak, że powiększamy dochody właśnie o wartość, o którą wzrosła średnia wynagrodzeń.
Jeżeli tak by było, to aby się załapać do 10 proc. najlepiej zarabiających w 2022 należało osiągać dochód w wysokości około 10 tys. zł brutto. Aby się załapać do 5 proc. najzamożniejszych – 15,5 tys. brutto. Wejścia do grona 1 najzamożniejszego proc. zapewniało nam prawie 40 tys. zł brutto.
W tych wszystkich porównaniach widać, jak istotny jest szerszy kontekst ekonomiczny. Jak wyżej wspomniałem, lepiej jest go znać – zarówno ten polski, jak i ten globalny. Jego znajomość pozwala nam wyrwać się z fałszywych obrazów świata budowanych przez hollywoodzko-netflixowe narracje. Oczywiście one nie są od tego, żeby w sposób adekwatny odmalowywać ekonomiczny pejzaż świata. One są od tego, żeby nas ukoić po godzinach spędzonych w pracy, dzięki której zarobiliśmy pieniądze lokujące nas w globalnej ekonomicznej elicie.
Komentarze