HRakterna środa – HR, szczęście i różowy słoń
Małgorzata Bekas. Do IT trafiła cztery lata temu, zaczynając od warsztatów z programowania PyLadies. Szybko dostała prace jako QA, chwilę później jako Manager i HR partner w startupach, które pierwsze biura miały w jej dużym pokoju. Aktualnie buduje zespół firmy SNOW.DOG. Wspiera Just Join IT. Kocha i szkoli psy, prowadzi bloga Mam psa. I co teraz? Angażuje się w akcje społeczne pomocy schroniskom i pomaga szukać psiakom domów.
Sezon na czereśnie, klimatyzację i pracę zdalną rozpoczęty na dobre. W tym jakże spokojnym okresie i nam, HR-om, przychodzi moment refleksji. Refleksji nad swoją pracą, zadaniami, a nawet za poczuciem spełnienia w pracy, co można zwyczajnie nazwać szczęściem. Dla każdego to pojęcie ma inny wymiar.
Dla niektórych jest to świeża kawa o poranku, gazeta i chociaż dwie godziny bez dzieci. Dla innych może być to nowy samochód, a dla jeszcze innych rodzina i pies. Są to wymiary szczęścia w życiu codziennym, a co z tym zawodowym? W tym przypadku również bywa różnie. Awans, podwyżka, hamak w biurze, budżet szkoleniowy — to wszystko z pewnością daje ludziom szczęście. Co daje jednak szczęście HR-owi?
1. Kontakt z ludźmi. Może być to dla Was zaskoczeniem, ale kontakt z ludźmi jest super. Podczas gdy naszą branżę IT dominują introwertycy, HR w większości jest obsadzony przez ekstrawertyków. Chociaż w głębi serca wiem, że czasem do wysłuchania przydałby się ktoś, kto umie lepiej słuchać, to byłoby nudno, gdyby nie nasze roztrzepane charaktery. Ciężko mi to w pełni wyjaśnić i odpowiedzieć, dlaczego kontakt z ludźmi jest aż tak ważny. W wielu przypadkach pewnie osoby z HR-u nie kierują się tą potrzebą, a raczej zupełnie odwrotnie. Mają kontakt z ludźmi, bo muszą i tego wymaga ich stanowisko, a wcale za tym nie przepadają. Czy to jest złe? Oczywiście, że nie. Ale jeśli nie lubi się pracować z ludźmi albo mieć z nimi dużo kontaktu, to kiepsko pracować w HR. W dziale, który z samej nazwy jest pro ludzki i nastawiony na relacje z ludźmi właśnie.
2. Udana rekrutacja. Zdecydowanie to jeden z elementów układanki, który cieszy najbardziej. Przykładając się do każdego wysłanego maila, każdego telefonu i każdej rozmowy, chcemy wypaść jak najlepiej. Nie zawsze się to udaje, ale kiedy już się tak stanie, chcemy więcej. Euforię można porównać przynajmniej do zwycięstwa w bierki z młodszym bratem. Wysiłek, jaki wkładamy każdego dnia w budowanie firmy, zakończony sukcesem, szybko rozchodzi się po kościach. Mamy natomiast kolejne powody do bycia zadowolonymi z siebie.
3. Prośba o pomoc — podobno altruizm nie istnieje. Z tą dość odważną tezą śmiem się nie zgodzić, ponieważ potrzeby emocjonalne są niepoliczalne, stąd wrzucanie ich w ramy korzyści, bądź nie, jest moim zdaniem krzywdzące. A cała kwintesencja altruizmu polega właśnie na bezinteresownej pomocy. Jak to się przekłada na naszą pracę w HR? Próbowałam sobie wyobrazić osobę pozbawioną współczucia dla innych, introwertyczną, posadzoną w dziale Human Resources. Coś się mi nie spinało, nie dlatego, że introwertyk jest zły, wręcz przeciwnie. Obciążanie go koniecznością słuchania innych w tak silnym natężeniu mogłoby sprawić, że byłby nieszczęśliwy.
Z drugiej strony natomiast ekstrawertyk, w moim przekonaniu, to osoba, która idealnie nadaje się do HR-u, w wielu przypadkach czerpie energię z tych rozmów właśnie. Co za tym idzie, jest najszczęśliwsza na świecie, kiedy ktoś przychodzi o pomoc, prosi o przysługę czy pyta o rozwiązanie problemu. Niczego jednak nie należy generalizować, dlatego pozostawiam w tym miejscu małą gwiazdkę, że wszystko zawsze zależy od danej osoby. Niemniej jednak próby o pomoc sprawiają, że jako osoba z HR-u jestem szczęśliwa i czuję się spełniona w pracy. Zwłaszcza, kiedy jestem w stanie tej pomocy udzielić, najlepiej od razu poruszając niebo i ziemię.
4. Nikt nie pyta o różowego słonia. Słyszałam różne historie o pytaniach podczas rekrutacji. Od różowego słonia, przez drzewo w ogrodzie, po zwierzę, z jakim kandydat się utożsamia. Żeby całkiem serio podejść do tematu, przeszukałam internet w celu znalezienia odpowiedzi, po co zadawane są te wszystkie pytania. Spotkałam się z wieloma artykułami, które z przymrużeniem oka mówiły o tego typu pomysłach. Być może dlatego, żeby wyjść super profesjonalnie, co w efekcie daje rezultat Janusza rekrutacji, który klepie na pamięć, co mu się powie, zadaje pytania, których nie rozumie, i przyprowadza ludzi, którzy się nie nadają, ale spełniają normy z tabelki. Moje małe poczucie szczęścia, że nie muszę bawić się w taki cyrk, sprawia, że biegam jak kucyk w krainie LSD.
5. To nie jest system zero-jedynkowy. I całe szczęście. Naszej pracy nie tylko nie można policzyć dokładnie, ale też sprecyzować, gdzie się kończy a gdzie zaczyna. Po kilku latach budowania sieci kontaktów wśród ludzi z IT wiem, że w pracy jestem zawsze. System ten mimo swoich wad ma wiele zalet. Jeśli jednak jest się naprawdę zaangażowanym i kocha się swoją pracę, head hunting od ósmej do szesnastej nie będzie nas bawił. A największą frajdę sprawia budowanie społeczności.
Jak powiedział mój serdeczny kolega, Marcin, CEO firmy Surge Cloud: “Headhunting jest nudny”. W pełni się z nim zgadzając, zostawiam Was z pozytywnymi wibracjami. Zapraszam tym samym do kolejnego tekstu, w którym pochylę się nad stwierdzeniem Marcina.
Zdjęcie główne artykułu pochodzi z pexels.com.
Komentarze