Dwa razy tyle obowiązków, ale bez awansu i podwyżki? Zobacz, czy nie padłeś ofiarą quiet promotion
Awans w pracy niesie ze sobą zarówno nowe możliwości, jak i większą odpowiedzialność. Co jednak, gdy nowym obowiązkom nie towarzyszy ani większa wypłata, ani nawet zmiana nazwy stanowiska? TikTokowy hashtag „quiet promotion” wywołał płomienną debatę na temat przyznawania dodatkowych obowiązków przez pracodawców bez odpowiedniego wynagrodzenia. Młodzi ludzie coraz częściej nie godzą się na skryte zwiększanie ilości wykonywanej pracy i są skłonni opuścić firmy, w których się to praktykuje.
Spis treści
Stało się… Szefostwo w końcu spojrzało na twoją pracę przychylnym okiem. Zaczęli powierzać ci coraz więcej „odpowiedzialnych” zadań i projektów, które przekraczają twój zakres kompetencji określonych w umowie. Możesz się wykazać. To może świadczyć tylko o jednym – jeszcze kilka miesięcy intensywnej pracy i otrzymać upragniony awans. Oczywiście wszystko będzie wyglądało tak jak to sobie wymarzyłeś: fanfary, bezalkoholowe prosecco w towarzystwie przyjaciół z zespołu, którzy ze łzami w oczach szczerze gratulują ci sukcesu (w końcu pracujesz w tej firmie tak długo, że to konserwator mówi do ciebie „kierowniku”), a nawet otrzymasz uścisk dłoni prezesa. Po prostu idealnie… Tylko dlaczego to tak długo trwa? Pewnie czekają do końca miesiąca. Nie? To może kwartału? Ale na koniec roku z pewnością przekonasz się, że zostałeś w pełni zasłużonym starszym vice-zastępca heada działu operations? Prawda jednak w oczy kole.
Quiet promotion, czyli „cichy awans”, z którym nie wiążą się żadne zobowiązania ze strony firmy, jest coraz powszechniej spotykaną praktyką na rynku pracy. Ofiary takich praktyk robią coraz więcej, a nie dostają za te dodatkowe wysiłki żadnej gratyfikacji. Jakie wątpliwości moralne i prawne budzi to działanie? I czy można się przed nim bronić?
Na czym polega quiet promotion?
Quiet promotion to zjawisko polegające na obarczeniu pracownika dodatkowymi obowiązkami i powinnościami bez idącej w parze podwyżki płacy. A często nawet bez rzeczywistego awansu. Zazwyczaj wisi on w sferze obietnic niczym w przypadku mamienia kochanki, że przecież rozwód z żoną to tylko kwestia czasu. Takie praktyki można uznać za co najmniej niemoralne, tym bardziej z perspektywy przedsiębiorstwa, któremu powinno zależeć na profesjonalnym podejściu i przejrzyście określonych ścieżkach kariery. Jeśli zatem mamy podejrzenia o rychłym przejściu na kolejny szczebel korporacyjnej drabiny, warto porozmawiać z przełożonymi wprost o naszych oczekiwaniach i przewidywanych terminach.
Nie zawsze jednak quiet promotion wiąże się z jakimikolwiek obietnicami. Obowiązki pojawiają się i mnożą spontanicznie, przez co trudniej wyznaczyć ich wyraźną granicę. W końcu „dotychczas sobie z nimi radziliśmy”. A jaki był wybór? Zaniedbać obowiązki i ryzykować zwolnienie? Taką bańkę można pompować niemalże w nieskończoność. Granicę stanowi w gruncie rzeczy wytrzymałość pracownika, który albo podoła, albo w końcu się podda. W obliczu nasilenia owego fenomenu, jak raz można powiedzieć: „dobrze, że jest TikTok!”. Rosnąca popularność hashtagu „quiet promotion” przyczynia się do zwiększenia świadomości problemu w społeczeństwie. A tym samym przeciwdziałania mu. W końcu w kupie raźniej jak głosi ulubione przysłowie much. Tylko zbiorowy bunt społeczeństwa może przyczynić się do tego, żeby ciche dodawanie obowiązków przestało się po prostu opłacać.
Czy jest to zgodne z prawem?
Zjawisko quiet promotion budzi wiele wątpliwości natury etycznej. Nagła zmiana wymagań ze strony pracodawcy jest pewnym naruszeniem dotychczasowych ustaleń. Ale co na ten temat mówią przepisy? Sytuacja jest nieco skomplikowana. Pracodawca nie może narzucić pracownikowi wykonywania rodzajów pracy znacząco różniących się od tych, które są opisane w umowie o pracę. Jedynym wyjątkiem jest oddelegowanie na stanowisko o innych zadaniach, ale podobnym charakterze pracy. Przykładowo, pracownik linii produkcyjnej nie może zostać skierowany do pracy księgowego, ale może zostać przeniesiony na inną partię linii.
Inaczej ma się kwestia co do ilości i intensywności zadań. Pracodawca ma jednak prawo wymagać, żeby pracownik robił ilościowo więcej w ramach swoich dotychczasowych obowiązków, pod warunkiem, że jest to możliwe do wykonania w ustalonym czasie pracy. Oczywiście przy zachowaniu wszelkich zasad BHP oraz niezbędnych przerw. Zgodnie z artykułem 83 Kodeksu pracy, jeśli produktywność jest mierzona za pomocą norm ilościowych, to nowe cele powinny być zakomunikowane przynajmniej na dwa tygodnie przed zmianą oczekiwań. Oczywiście, sama legalność tego posunięcia nie oznacza, że jest ono zawsze pozytywne albo pożądane w biznesie. Wymaganie pracy na maksymalnym poziomie produktywności od pracowników przez cały dzień pozbawia ich przestrzeni na jej usprawnianie lub wprowadzanie innowacji. Ponadto, może doprowadzić do spadku morale i wysokiej rotacji wśród personelu.
Co robić jeśli pracodawca nakazuje pracę ponad możliwości pracownika?
Zgodnie z art. 117 Kodeksu pracy pracownik nie odpowiada za szkody w zakresie do którego przyczynił się pracodawca lub inna osoba. Dlatego, jeśli pracownik wie, że nie daje rady i nie jest w stanie wykonać postawionych przed nim zadań ze względu na ich nierealistyczną ilośc, powinien niezwłocznie zakomunikować to pracodawcy. Najlepiej zrobić to w formie pisemnej, żeby zostało to udokumentowane. W innym przypadku naraża się na posądzenie o zaniechanie lub nienależyte wykonanie swoich obowiązków wynikające z art. 114 Kodeksu pracy. Oczywiście o ile jest to możliwe, najlepiej rozwiązać sprawę polubownie i dojść do konsensusu. Jeśli komunikacja przebiega problematycznie warto zachować odpowiedni dystans i zwrócić się do kogoś zaufanego o pomoc lub mediację. Taką rolę może pełnić chociażby dział HR lub inny menedżer. W razie potrzeby warto również zasięgnąć porady prawnej.
Quiet promotion kontra quiet quitting – cichy konkurs siły
W ostatnich latach na rynku pracy zapanowała moda na absolutną ciszę. Media społecznościowe niemal nie nadążały za nowo powstającymi „cichymi” trendami. Tak oto mieliśmy między innymi quiet cutting – zwolnienie w postaci dyskretnej redukcji stanowiska lub całego zespołu czy quiet hiring – rekrutację bez rekrutacji poprzez samodzielne namierzenie idealnego kandydata na stanowisko. Niekwestionowanym liderem popularności i tak jeszcze na długo pozostanie prekursor zawodowej „bezdźwięczności”. Quiet quitting – cicha rezygnacja – stał się niejako symbolem pokolenia Z (populacji osób urodzonych w latach 1997-2010). Trend ten polegał na ścisłym trzymaniu się swojego zakresu obowiązków, żeby praca nie dominowała nad innymi aspektami życia. Miał on stanowić odpowiedź na amerykańską ideę hustlingu, znanego w Polsce też jako „kultura za****olu”. Jednak uderz w stół, a nożyce się odezwą. Postawa, która miała uwydatnić nieprzekraczalną granicę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym prędko sama doczekała się odpowiedzi w postaci nowych „cichych” zwyczajów.
Quiet promotion uważany jest przez niektórych za swego rodzaju formę „radzenia sobie” z „opornymi” pracownikami, w taki sam sposób jak robią to oni. Dyskretnie i w białych rękawiczkach. Czasem może dotrzeć do fazy quiet firing, czyli utrudniania życia w firmie do momentu, w którym dana osoba sama się zwolni. Kto ostatecznie wygrywa takie potyczki? To prawdopodobnie bardzo indywidualna kwestia starcia temperamentów, siły woli i… możliwości, w tym również tych prawnych. A Sprawiedliwość chociaż jest ślepa, to słuch ma wyborny i z pewnością nie przeoczy żadnego naruszenia standardów prawa. Dlatego tak ważnym jest, aby w obliczu jego łamania nie bać się walczyć o swoje.
Komentarze