Polacy oszczędzają, bo nie mają kasy. W odstawkę poszły ciuchy i kawka na mieście
Polaków goni inflacja, więc oszczędzają. Na czym? W odstawkę poszły spontaniczne przyjemności, takie jak posiłki w restauracjach i barach, zakupy odzieżowe lub wyjścia na koncerty. Okazuje się, że jedynie raptem nieco więcej niż co piąty z naszych rodaków nie musiał sobie niczego odmawiać. Nową tendencją jest natomiast gromadzenie oszczędności na „czarną godzinę”. Tak wynika z badania „Oszczędzanie Polaków w inflacji” przeprowadzonego przez IMAS International dla Krajowego Rejestru Długów.
Spis treści
Sytuacja w kraju znacząco różni się od tej za króla Sasa. W przeciwieństwie do Polski szlacheckiej ograniczenia w obszarze wydatków na stałe zagościły w naszej codzienności. O popuszczaniu pasa możemy aktualnie zapomnieć, zwłaszcza w kontekście nadprogramowych przyjemności, które nie są dla nas produktami pierwszej potrzeby. 61 proc. ankietowanych, którzy zdecydowali się na wprowadzenie cięć swoich kosztów życia, zrezygnowało właśnie z wyjść do restauracji, barów czy kawiarni.
Polacy oszczędzają
Sytuacja makroekonomiczna w Polsce w minionym roku nie napawała chęcią generowania wyższych wydatków. Dopiero co zebraliśmy się z kolan po covidowych lockdownach, a już zaskoczyła nas wojna w Ukrainie i kryzys energetyczny. Przy tej wybuchowej mieszance globalnych katastrof atak kosmitów był już zbędny, żeby gospodarka zaczęła się walić na łeb, na szyję. Szalejąca inflacja rzędu powyżej 16 proc. dała się wszystkim we znaki. Swoje apogeum osiągnęła w październiku, a wynosiło ono 18,7 proc. Niemniej dalej jesteśmy bardziej skłonni niż przed laty do refleksji nad domowym budżetem oraz rozsądnym zarządzaniem swoimi funduszami.
Krajowy Rejestr Długów upublicznia wyniki badania Oszczędzanie Polaków w inflacji
Krajowy Rejestr Długów wystawił na światło dzienne badanie przeprowadzone na grupie 1008 dorosłych Polaków, obejmujące okres ostatniego półrocza. Wynika z niego, że aż 66 proc. respondentów przyjęło strategię ograniczenia niepotrzebnych wydatków celem kumulowania środków pieniężnych. Tylko 22 proc. zapowiedziało, że nie zamierzało i nie zamierza sobie niczego odmawiać, natomiast 12 proc. nie jest w stanie określić zmian, jakie potencjalnie nastąpiły w ich zwyczajach finansowych. Owe tendencje nie są homogeniczne pod względem wielu czynników, jednak najbardziej znaczącym z nich jest wiek ankietowanych.
Podejście do ograniczania zakupów różni się, w zależności od wieku respondentów. W ostatnim półroczu młodzi wstrzymywali się od zakupów rzadziej niż starsi. W grupie 18-24-latków odsetek zaciskających pasa sięgał 56 proc., a w przypadku osób między 65 a 74 rokiem życia, już ponad 70 proc. – wyjaśnia Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA.
Z podobną obawą wyszedł także Jakub Kostecki, prezes Zarządu firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso.
Szczególnie osoby młodsze, w wieku do 35 lat, posiadające rodziny, powinny zrewidować swoje podejście do zarządzania domowym budżetem.
Na czym najbardziej oszczędzamy?
W obliczu niezbędnego ograniczenia kosztów życia, większość naszych rodaków decyduje się na redukcję środków dotychczas przeznaczanych na niecodzienne wydatki. Najbardziej oberwało się branży gastronomicznej. Ponad połowa Polaków (61 proc.) zdecydowała się zachować powściągliwość w okazjonalnym korzystaniu z usług restauracji, barów czy kawiarni. A także ograniczyła wydatki związane z kupnem ubrań, akcesoriów oraz obuwia. Proporcja osób rezygnujących z nieobowiązkowych zakupów sprzętu RTV, AGD, mebli i innych elementów wyposażenia domu jest niższa o zaledwie 4 punkty procentowe. Ograniczenia wydatków na aktywności kulturalne (m. in. kino, koncerty, książki) wynoszą odpowiednio 46 proc. i 45,5 proc.
Należy jednak spojrzeć na sprawę z nutą optymizmu. Sytuacja nie przydusiła nas dotychczas do takiego poziomu, żebyśmy musieli posuwać się do większych cięć kosztów w niezbędnych sektorach życia. Tylko 13 proc. Polaków zdecydowało się na zrezygnowanie z wydatków na media, takie jak Internet, telefon lub telewizja. Również raptem jeden punkt procentowy więcej posunął się do obcięcia kosztów edukacji – szkoleń czy kursów pozalekcyjnych dla dzieci. Chociaż aż 4o proc. podjęło plan wydawania mniej na zakupy spożywcze, w dłuższej perspektywie ta praktyka może okazać się korzystna. Podobnie sytuacja prezentuje się w przypadku 30-procentowej grupy ankietowanych starających się obniżyć swoje zużycie prądu, wody albo paliwa. Badanie zlecone przez Krajowy Rejestr Długów wskazało jednak, że blisko co piąty Polak zaciska pasa w kontekście wydatków na medykamenty bądź też wizyty lekarskie.
Najbardziej abstrakcyjną kwestią jest natomiast 7-procentowy poziom naszych rodaków oszczędzających na wynajmie. Chociaż może się wydawać, że dana wartość powinna nastrajać pozytywnie, prawdopodobnie została ona sprowokowana uporczywym stanem rynku nieruchomości w ciągu ostatniego półrocza. Wysokie ceny najmu oraz mała liczba ofert zwyczajnie nie pozostawiają w tym zakresie pola do działania.
Oszczędzanie sposobem na inflację, ale co dalej?
W celu lepszego przeprowadzenia analizy, jak sytuacja może oscylować w perspektywie roku 2023, należy przyjrzeć się źródłom aktualnego stanu rzeczy. Według sondaży dominującą przyczyną ograniczeń jest wyraźne odczuwalny wzrost cen produktów i usług. Wskazało go blisko 3/4 respondentów. Jednakże aż 42 proc. podjęło tę decyzję pod kątem przezorności. Wolą oni odłożyć zgromadzoną nadwyżkę w obawie przed przyszłą koniecznością jej wydania, niż szaleć z pieniędzmi na chwilę obecną. Niestety w przypadku aż jednej na pięć osób główną motywację do cięć stanowiło obciążenie kredytem lub pożyczką. Na ten problem zwraca szczególną uwagę Jakub Kostecki.
Przewidujemy, że inflacja, która od wielu miesięcy uszczupla portfele Polaków, znacząco powiększy grono osób mających problemy ze spłatą zaciągniętych zobowiązań. Dotyczy to zwłaszcza konsumentów, którzy wzięli kredyty w czasie, kiedy obowiązywały niższe stopy procentowe, a nie mogą teraz wesprzeć się oszczędnościami.
W następstwie tych zdarzeń, obecny rok również zapowiada się pod znakiem oszczędności. Deklaruje je aż 60 proc. badanych. W kontrze, jedynie 16 proc. nie planuje podjąć się żadnych ograniczeń. Natomiast co piąty Polak jeszcze nie wie, co zrobi. Czas pokaże…
Oszczędzanie Polaków w inflacji. Jakie skutki dla biznesu i gospodarki?
Krajowy Rejestr Długów zauważa, że spadający popyt i konieczność szukania oszczędności odbije się negatywnie na stanie finansów polskich przedsiębiorstw. Eksperci tej organizacji zauważają, że pozbawione części wpływów firmy będą się zmagać ze wzrostem zadłużenia. Szczególnie w sektorach takich jak gastronomia, których użycie będzie przecież ograniczone przez aż 61 proc. redukujących wydatki konsumentów. Wysokie koszty materiałów i obsługi długu przekładają się z kolei na wzmożone ryzyko bankructwa. Już w 2022 roku miało miejsce 2752 niewypłacalności polskich przedsiębiorstw, co stanowi przyrost 30 proc. w porównaniu do 2021. Zwraca na to uwagę również Adam Łącki.
W pierwszej kolejności Polacy próbują oszczędzać na okazjonalnych wydatkach, jak wizyta w restauracji czy kinie. Inflacja przyniosła tu poniekąd powtórkę z pandemii. Tyle że to już nie strach przed wirusem powstrzymuje od wyjścia z domu, a obawa przed wysokimi cenami i ich skutkami dla portfela. To duże zagrożenie dla wielu branż, oferujących właśnie takie usługi czy produkty. Nie dość, że mierzą się z odpływem klientów, to jeszcze odczuwają wzrost kosztów swojej działalności. Może to w niedługim czasie wywołać lawinę niewypłacalności, zwłaszcza w najmniejszych firmach.
Cała ta tendencja bez wątpienia odbije się negatywnie na koniunkturze gospodarczej, tym samym obniżając PKB. Firmy sprzedające towary konsumenckie muszą mierzyć się z jeszcze jednym kluczowym wyzwaniem. Mianowicie, w obliczu trudnej kondycji finansowej, konsumenci znacznie zmienią swoje nawyki. Zważając, że jedynie 22 proc. deklaruje, że nie odmieni swoich zachowań, firmy powinny znacząco skorygować swoje plany produkcyjno-sprzedażowe. Dotyczy to przede wszystkim produktów z segmentu premium, które będą w dużej mierze wypierane przez bardziej ekonomiczne wersje i modele. Ponadto, zmodyfikuje się również strategia sprzedaży, ponieważ przy decyzjach zakupowych konsumenci będą przywiązywać relatywnie większe znaczenie do cen towarów.
Światełko w tunelu nie oznacza nadjeżdżającego pociągu
Nagłe i nieplanowane zmniejszanie wydatków jest bez wątpienia bardzo bolesne dla wielu polskich rodzin. Według większości teorii makroekonomicznych jest to jednak również część procesu leczenia, czyli powrotu do normalności. W krótkim okresie, wzrost poziomu cen jest objawem wzrostu popytu ponad długookresowy poziom równowagi. Żeby temu zaradzić jest niestety konieczne ograniczenie konsumpcji oraz innych źródeł popytu. To z kolei wiąże się także ze zmniejszonym wzrostem gospodarczym lub nawet recesją. Ta problematyka jest z pewnością znajoma większości osób, które pamiętają czasy hiperinflacji w latach 90-tych i dotkliwe reformy z czasów Balcerowicza.
Jednak, w dłuższej perspektywie, takie okresy niestety bywają konieczne. W innym przypadku, wysoka inflacja zostałaby z nami na dobre i wylądowalibyśmy w błędnej spirali niekończących się podwyżek cen, płac i kosztów. Widać już pierwsze efekty tej dynamiki, po osiągnięciu szczytu 18,7 proc. w październiku, inflacja zaczęła powoli spadać do 16,6 proc.. Nadal oznacza to zatrważająco szybki wzrost cen, a co za tym idzie dalszy spadek realnych dochodów. Pozostaje mieć nadzieję, że proces korekty będzie jak najkrótszy i jak najmniej dotkliwy, szczególnie dla najbiedniejszych i najbardziej wrażliwych osób. Dodatkowych komplikacji dodaje fakt, że tempo dezinflacji nie zależy jedynie od spadku wydatków konsumentów. Pierwszorzędne znaczenie mają także m. in. wydatki publiczne, polityka monetarna, oczekiwania inflacyjne oraz ceny importowanych dóbr.
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock.com / san4ezz
Komentarze