Kiedyś odrabiałeś lekcje do nocy, więc dziś walczysz o work-life balance. Jak szkoła bez prac domowych zmieni rynek pracy?
Mało kto miał w swoim bingo na 2024 rok debatę na temat… prac domowych. Wszystko zmienił jednak nowy projekt Ministerstwa Edukacji Narodowej – szkoła bez prac domowych. Proponowana likwidacja prac domowych klasach I-III i uczynienie ich nieobowiązkowymi w klasach IV-VIII szkół podstawowych budzi wiele emocji. Stanowi również dobry punkt zaczepienia, by zastanowić się nad tym, jakich umiejętności i postaw uczy obecny system szkolnictwa. Czy młodzi ludzie są odpowiednio przygotowani do trudów dorosłości i coraz bardziej konkurencyjnego rynku pracy? I czy będą, dzięki tym zmianom?
Spis treści
Szkoła bez wątpienia ma na nas ogromny wpływ. To czas zawierania przyjaźni, często na całe życie, pierwszych miłości, określania swoich zainteresowań czy kształtowania charakteru. Jeszcze przez długie lata po jej zakończeniu wspominać będziemy „tę wredną babę od przyrki” czy inspirującą polonistkę, która wprowadziła nas w świat twórczości Krasińskiego. To, na jakich ludzi trafimy, jest kwestią indywidualną. System szkolnictwa łączy natomiast praktycznie wszystkich młodych Polaków.
Nie jest tajemnicą, że dałoby się w nim wiele poprawić. Z tego też względu nieustannie wprowadzane są nowe reformy, które biorą sobie na cel jego optymalizację i dostosowanie pod kątem aktualnych potrzeb młodzieży. Niestety, nie zawsze kończą się one sukcesem, czasem dodając tylko więcej komplikacji i tak już przeciążonym nauczycielom. A przecież ogólnym celem powinno być przygotowanie tych młodych ludzi do wejścia w dorosłość! I warto byłoby skupić się na rozważaniach, jak wygląda sytuacja na tym polu.
Czy szkoła musi się przebranżowić?
Niektórzy specjaliści zastanawiają się, czy nie należałoby zmienić podejścia do edukacji ogółem. Pomimo wielokrotnych ulepszeń, nasze szkoły wciąż opierają się na modelu pruskim, który stawiał przede wszystkim na standaryzację i powtarzalność wyników. Jego efekty mogą nie być optymalne do obecnego, niesamowicie szybko zmieniającego się świata, w którym już kilkuletnie dzieci spędzają czas w mediach społecznościowych, a wielu z nich marzy, aby zostać influencerami. To środowisko, w którym nawet najnowsze umiejętności mogą stać się przestarzałe po kilku latach. Jeszcze do niedawna panował boom na pracę kreatywną w copywritingu i social mediach, a języki miały stanowić pewien grunt w zatrudnieniu, a już straszą nas, że wszystkie te zawody wylecą z rynku pracy z hukiem zastąpione przez sztuczną inteligencję.
Szkoła a praca. Czego uczy nas polska edukacja?
Często mówi się, że szkoła uczy nas posłuszeństwa, co w konsekwencji przekłada się na to, jacy jesteśmy w pracy. Od małego wbija się nam bowiem do głowy, że trzeba być pokornym wobec autorytetów. W końcu dawni wzorowi uczniowie chętniej przyjmą krytykę i nie będą dochodzić swoich praw pracowniczych lub naciskać na work-life balance lub inne formy zachowania równowagi emocjonalnej. W dyskursie publicznym prace domowe są niejednokrotnie utożsamiane z późniejszym świadczeniem bezpłatnych nadgodzin, żeby „nadrobić wyniki projektu”. Ale czy aby na pewno tak jest? Może demonizując pewne aspekty, pozwalamy tylko na głębsze zakorzenianie się problemu?
Jeśli ktoś jest w stanie pogodzić prawie 40 godzin zajęć tygodniowo, czas na naukę, dodatkowe zajęcia pozalekcyjne i zachować chociaż namiastkę życia towarzyskiego, to można by się pokusić o wniosek, że środowisko szkolne wymagało opanowania umiejętności zarządzania czasem i ustalania właściwych priorytetów. To tak w ramach myślenia życzeniowego. Tak faktycznie myślę, że przyczynić się to mogło do takiego nacisku na work-life balance w pokoleniu, które właśnie wchodzi na rynek pracy. I z jednej strony to jest jak najbardziej w porządku, że dzisiaj mówi się o tym dużo więcej i widzi, jakie niekorzystne skutki powoduje u pracownika przepracowanie. Ale to nie tyle zasługa szkoły, a raczej coś, co dzieje się pomimo niej
– zaznacza Piotr Klimczyk, psycholog szkolny i wykładowca akademicki.
Przepracowanie w szkole niekoniecznie musi przekładać się na skłonność do wyrabiania 80 godzin i 200 proc. normy w pracy zawodowej. Czasem efekty mogą być zupełnie odwrotne. Oczywiście nie oznacza to konieczności obciążania młodzieży w okresie rozwoju, ale doszukiwanie się przyczynowości również nie działa na korzyść rzeczywistemu problemowi.
Spore znaczenie ma tu rozbieżny kontekst społeczny zjawisk. Kiedy już pracujemy, zdajemy sobie przecież sprawę z faktu, że znajdujemy się w zupełnie innej sytuacji niż podczas edukacji. Mamy więcej swobody w wyborze naszych aktywności i w razie potrzeby możemy podjąć się zmiany zatrudnienia. Warto jednak zauważyć, że normalizacja pracy przez długi czas, również w wieczory i weekendy może sprawić, że będziemy gotowi zaakceptować ten tryb również w życiu zawodowym. Już dla ucznia bywa to trudne, a połączone z obowiązkami przeciętnej dorosłej osoby może uformować PKP – perfekcyjny koktajl przepracowania. Z tego względu zmniejszenie obciążenia nauką uczniów może odbić się korzystnie na postrzeganiu balansu życia i pracy w przyszłości. Samo z siebie nie rozwiąże jednak problemu pracoholizmu w życiu dorosłym.
Myśląc o uczniach, myślmy o poszczególnych osobach, a nie o szarej masie
Obecna debata o zasadności prac domowych często bierze pod uwagę bezosobowe i uśrednione sytuacje. Zakładamy, że w przypadku nieodrobienia pracy domowej przez przemęczenie uczeń zostaje niezwłocznie ukarany przez nauczyciela, a potem to przeżywa. Tymczasem gdyby w grupie znajomych poprosić o przypomnienie sobie konkretnych sytuacji okazałoby się, że w rzeczywistości bywało różnie. Jaki procent naszych nieprzygotowań rzeczywiście zakończył się „przypałem”? Ankietowani przyjaciele również prędko przypomnieliby sobie przypadek, gdy Anka ze skruchą przyznała się do nieprzygotowania, unikając jednak konsekwencji dzięki swojej szczerości. Z kolei innym razem Damian został złapany na przepisywaniu zadania w ostatniej ławce. Trafił na dywanik do dyrektora. Całej sytuacji przyglądała się Marta, która przepisała zadanie jeszcze w trakcie przerwy w toalecie oraz Igor, który po prostu pożyczył uzupełniony zeszyt od Bartka z 3C.
Chociaż kłamstwo nie powinno popłacać, jest to jedynie przykład obrazujący kształtowanie się pewnych cech charakteru, które mogą wyewoluować także w coś pozytywnego. Każda z tych postaw musiała jednak narodzić się w toku indywidualnej analizy sytuacji, wykorzystania swoich mocnych i słabych stron oraz oszacowania wartości moralnych. Efekt byłby dokładnie ten sam, gdyby przełożyć go na firmowy projekt. Jeśli wydarzenia miałyby miejsce w jednej klasie, to w jaki sposób tak różne inicjatywy mogły został uformowane przez ten sam system szkolnictwa?
System szkolnictwa oddziałuje niejednorodnie na poszczególne jednostki
Pomimo istnienia pewnych standardów, każdy z nas ma odbiegające od siebie doświadczenia związane ze szkołą. Podczas gdy dla jednych była to wyśmienita przygoda i miejsce odkrywania arkanów wiedzy z zaciekłością samego Fausta, inni odbierali ją jako ponurą i nudną. Woleliby w tym czasie na łonie być natury i oczy krasą jej weselić lub grać na kompie w Counter Strike’a. Wiele zależy od konkretnej placówki oraz indywidualnego podejścia. Nie tylko nauczycieli, ale też samych uczniów i ich rodziców. Fakt wystąpienia pewnego zjawiska, nie musi wiązać się bezpośrednio z reakcją na nie. Przykładów nie trzeba szukać daleko.
Myślę, że też należy podkreślić, że szkoła jest środowiskiem niejednolitym dla naszego rozwoju, tj. każdy z nas będzie miał inne doświadczenia, które wykształcą w nas jedne kompetencje, a inne nie, z kolei u innej osoby sytuacja może być odwrotna. Ale to wszystko rozbija się o pedagogów, rówieśników, klimat szkoły i dodatkowe możliwości. Socjalizacja przebiegać będzie dla każdego ucznia w specyficzny sposób
– dodaje ekspert.
Szkoła bez prac domowych
Dążąc ku zmianie systemu na lepsze, często poszukuje się kozła ofiarnego, którego będzie można poświęcić w imię idei. Tym razem padło na zadania do wykonania pomiędzy dniami nauki. Tymczasem sedno sprawy może znajdować się znacznie głębiej lub może ona być bardziej rozbudowana, niż wydaje się z pozoru. Zapytaliśmy Aleksandry Włastowskiej – pedagoga i studentka psychologii, nauczycielki w warszawskiej szkole podstawowej – o potencjalne efekty dotyczące ostatniej reformy związanej z ograniczeniem stosowania prac domowych w nauczaniu:
Użyję mojego ulubionego psychologicznego powiedzenia – „to zależy”. Wycofanie prac domowych może mieć pozytywne skutki. Zakładamy, że dziecko zyska czas na odpoczynek lub taki, który może spędzać z rodziną albo przyjaciółmi. Brak prac domowych to także okazja do rozwijania pasji i zainteresowań, dlatego że tworzy się na to przestrzeń. Z drugiej strony może mieć to również negatywne skutki. Odporność psychiczną nabywamy od najmłodszych lat, a doświadczanie nieprzyjemnych emocji umożliwia naukę radzenia sobie z nimi. Gdzie dziecko ma się nauczyć strategii radzenia sobie w trudnych sytuacjach, np. brak pracy domowej, jeśli nie w bezpiecznej przestrzeni jaką jest szkoła? Odrabianie prac domowych uczy planowania własnej pracy oraz samodzielnego działania i wyszukiwania informacji, a są to umiejętność bardzo praktyczne, które jednocześnie przydają się w dorosłości. Wycofując prace domowe, ograniczamy dzieciom możliwość rozwijania tych umiejętności. „Za” oraz „przeciw” jest wiele, ale niestety o skutkach tego pomysłu najwcześniej przekonamy się dopiero za kilkanaście lat.
Klimczyk dodaje, że być może wszystko rozbija się nie o sam zamysł, a o formę jej realizacji:
Musimy na początek rozbić pewien mit. Praca domowa w obecnej formie nie spełnia swojej funkcji. W zamyśle ma pomóc utrwalić materiał lub wyćwiczyć daną umiejętność, gdzie konieczne jest rozwiązywanie problemów, aby ją opanować. I w żadnym razie nie jestem oponentem takiego działania. Tyle, tylko że ten, kto faktycznie tej pracy domowej by potrzebował do utrwalenia wiedzy, tę pracę domową najpewniej przepisze. Dlaczego? Bo będzie obawiał się, że dostanie jedynkę. Dochodzą tu jeszcze inne czynniki. Gdyby tych prac domowych było mniej, to jeszcze temat byłby do przerobienia, ale uczeń tych prac domowych ma dużo, poza nimi musi się nauczyć też na sprawdziany i kartkówki. W tym wszystkim brakuje sił na to, aby do tej pracy domowej usiąść. Jeśli jestem osobą, która ma zaległości w temacie, to praca domowa może być dla mnie niezrozumiała. Zakładamy, że nawet jeśli uda się tę pracę domową zrobić, ale nie będzie czasu na jej właściwe zweryfikowanie, wskazanie co zostało dobrze zrobione, a co wymaga jeszcze pracy, istnieje ryzyko utrwalenia błędów. W tych dyskusjach obawa rozbija się o samodzielność i dyscyplinę, ale zapominamy, że to są właściwości emergentne. One wynikają z innych kompetencji, z motywacji, z wiary we własne siły, we wsparciu, poczuciu kontroli i skuteczności, regulacji emocjonalnej.
W jakim wieku najszybciej się rozwijamy i jesteśmy najbardziej plastyczni?
Jako dorosłe osoby często mamy niebywały sentyment do okresu kształtowania naszych charakterów i osobowości. Dlatego tak chętnie powracamy do amerykańskich high school drama czy też przygód niezastąpionego francuskiego nicponia Mikołajka. Dają nam one namiastkę czasów, kiedy jeszcze wszystko było możliwe, a na nas ciążyła znacznie mniejsza odpowiedzialność. Przynajmniej we wspomnieniach… Czy któryś z tych okresów rozwoju jest jednak najważniejszy? Pedagog wczesnoszkolny, Aleksandra Włastowska podpowiada:
Rozwój każdego człowieka przebiega według jego indywidualnego scenariusza i zależy od wielu czynników. Na przykład jedno dziecko zacznie chodzić w wieku dziewięciu miesięcy a inne w tym wieku będzie dopiero uczyło się wstawać. Najszybszy i najbardziej intensywny rozwój następuje natomiast do końca okresu adolescencji. Dzięki zajęciom szkolnym dzieci mogą doświadczać nowych rzeczy, poznawać ciekawe miejsca i rozwijać różnorodne umiejętności. Pamiętajmy proszę, że niektóre dzieci nie mają możliwość robienia tego w domu. Zadania manualne, wymagające na przykład wycinania, klejenia i wykorzystania drobnych elementów o różnej fakturze rozwijają motorykę małą i precyzyjne ruchy dłoni. Wycieczka do teatru lub udział w szkolnej akademii pozwala wejść w inny świat i rozwijać wyobraźnię. Przykładów aktywności związanych ze szkołą, dzięki którym możemy w nieoczywisty sposób wszechstronnie się rozwijać jest naprawdę wiele.
W rezultacie, możemy powiedzieć, że system szkolnictwa oddziałuje na nas właśnie w czasie, gdy jesteśmy najbardziej podatni na naukę i najszybciej się rozwijamy. Jak zaznacza ekspertka, rola szkoły jest nie do zastąpienia. Natomiast zawsze warto się zastanowić, czy mogłaby ona przekazywać umiejętności w lepszy i bardziej angażujący sposób.
Czy szkoła uczy tylko poprzez formalną edukację?
Omawiając, jak system szkolnictwa kształtuje młode osoby, nie sposób nie zauważyć, że edukacja działa nie tylko poprzez realizowany program nauczania. Placówki oświatowe to również miejsca, w których dzieci się socjalizują, poszukują siebie oraz zawierają wartościowe relacje.
To, co ma wiodący wpływ na rozwój człowieka, zależy od jego wieku. I nie możemy zapomnieć, że człowiek rozwija się całe życie. Na rozwój dziecka w ogromnym stopniu, a w adolescencji w największym, oddziałuje środowisko rówieśnicze, znaczy to, że szkoła odgrywa tu kluczową rolę. Relacje z rówieśnikami, klimat szkoły, zachowania prezentowane przez kolegów i koleżanki są bardzo ważne, ponieważ na ich podstawie kształtują się nasze postawy, nawyki i zachowania. Szkoła wpływa na rozwój dziecka także, dlatego że buduje społeczność, w której dziecko ma możliwość nawiązać relacje i poznać przyjaciół. Dodatkowo nauczyciele i wychowawcy to specjaliści, którzy potrafią rozwijać zdolności i umiejętności dziecka, a także rozpoznać, czy rozwój przebiega prawidłowo. Dzięki aktywnościom podejmowanym podczas zajęć lekcyjnych dzieci rozwijają umiejętności potrzebne do codziennego funkcjonowania oraz późniejszego, dorosłego życia. Czasami wydaje nam się, że szkoła uczy tylko niezbyt użytecznej wiedzy, jednak pamiętajmy, że to co dla kogoś jest nudne, komuś innemu pozwoli odkryć jego wielką pasję
– wyjaśnia Włastowska.
W wielu przypadkach to właśnie ta otoczka będzie ważniejsza od tego, co zostało rzeczywiście wypowiedziane na lekcji. Odbija się to również w naszych mózgach. Jako dorośli rzadko pamiętamy po prostu treść przyswojonych lekcji. Jednocześnie, jesteśmy w stanie niemal bez problemu wymienić naszych znajomych z tamtego okresu, ich humor, styl ubierania oraz że wyjmowali codziennie sałatę ze swoich kanapek. Kojarzymy różnego typu zabawne anegdoty z zajęć i pamiętamy momenty, które zainspirowały nas do nauki tańca lub malowania. To, jakimi dorosłymi jesteśmy obecnie, wynika właśnie z doświadczeń naszych „szczenięcych lat”. Należy zaznaczyć, że nie tylko tych wynoszonych ze szkoły.
Zalążek problemu zadziewa się również w relacji z rodzicami i sposobach wychowania. To jest temat bardzo obszerny, ale należy tu podkreślić, że stawiając kamienie na tym szańcu dla obligatoryjnych i ocenianych prac domowych, zrzucamy całą odpowiedzialność za stan wiedzy ucznia na szkołę. A to tylko jeden z kontekstów, w którym żyje i rodzina jest tu w podobnym stopniu istotna dla jego prawidłowego rozwoju, w tym właśnie wiedzy na temat świata i umiejętności
– podkreśla Klimczyk.
Polski system szkolnictwa. Co należy zmienić, by w przyszłości młodzi odnosili sukcesy na rynku pracy?
Zwrócenie uwagi na problem i chęć zmian mogą być dobrym punktem wyjścia. Nie należy jednak spoczywać na laurach, gdy proces transformacji dopiero się rozpoczął, bo skończy się jak w przypadku Achillesa, którego pięta niefortunnie nie uległa kąpieli w Styksie. Mówiąc A, należy iść za ciosem i powiedzieć B. A także C, D, E, F i kolejne litery alfabetu, których znajomość przyswoiliśmy przecież już na samym początku edukacji. Klimczyk sugeruje następujące rozwiązania w ramach dalszych kroków, aby przygotować nowe pokolenia pod kątem kompetencji potrzebnych na rynku pracy:
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to implementacja sztucznej inteligencji. Sam nie jestem wielkim optymistą i raczej patrzę na adwent AI jak na pełzającą dystopię, ale nawet taki malkontent musi przyznać, że przyszłość to właśnie sztuczna inteligencja. Trzeba się zastanowić, w jakich obszarach będzie ona użyteczna, a zdaje się, że z dnia na dzień tych możliwości przybywa i szkoły powinny jak najszybciej się tym zająć. Co, tak swoją drogą, już się powoli dzieje za sprawą takich osób jak Grzegorz Stunża z Uniwersytetu Gdańskiego, ale to powinien być bardziej masowy zryw.
Druga kwestia to praca projektowa. I znowu – to jest coś, co się dzieje w polskich szkołach, ale na pewno dobrze by się stało, gdyby tego rodzaju aktywności było więcej. Odejść trochę od sprawdzianów, które sprawdzają wyłącznie fragment wiedzy dostępny tu i teraz. Praca nad zadaniem, najlepiej w grupie, przez najbliższy miesiąc czy dwa, będzie wiązała się z szeregiem umiejętności. Od szukania informacji, przez ich redagowanie, klarowną prezentację, po rozdzielanie zadań, poczucie odpowiedzialności za całą grupę, sprawdzanie się w różnych rolach.
Wolałbym, aby szkoła nie przypominała miejsca pracy. Może być za to pewnym rodzajem przedsionka. Myślę, że obecne zmiany i dyskusje związane z pracami domowymi to taka pierwsza jaskółka zapowiadająca pójście trochę w tę stronę. Ciągła ewaluacja metod kształcenia i ich efektów źle wpływa na dojrzewające mózgi. Dlatego jeśli szkoła miałaby skupić się na kształtowaniu umiejętności, ocenianie powinno zostać zniesione. Solidna informacja zwrotna będzie miała sens. Tym bardziej, jeśli dana aktywność będzie podejmowana z własnej inicjatywy. W praktyce obecny system edukacji potrzebuje stawiania ocen zamiast informacji zwrotnych. Wyobraźmy sobie bowiem, że nauczyciel musiałaby napisać informację zwrotną dla dziesiątek osób. To nie jest niemożliwe, ale raczej nie do zrobienia w dzisiejszej szkole.
Chociaż ewidentnie jest to projekt wieloetapowy, którego wdrożenie z dnia na dzień byłoby zwyczajnie niemożliwe, nie można rezygnować z działania. Gra toczy się nie tylko o przyszłość milionów młodych ludzi, ale całego społeczeństwa. Wszyscy zaangażowani powinni zatem odrzucić animozje i solidnie przysiąść do rozwiązywania zaległej już pracy domowej w grupie, bez względu na reprezentowaną partię czy system poglądów.
Szkoła bez prac domowych. Czy to ma sens?
Jak w każdym temacie o samozwańczych ekspertów nie jest trudno. Zwłaszcza, że zdecydowana większość Polaków miała okazję do szkoły uczęszczać i z sentymentem lub pogardą wspomina tamte czasy. Ile osób, tyle opinii. Przykładowo, wuefista prawdopodobnie będzie miał zgoła odmienne zdanie na temat prac domowych niż nauczyciel języka obcego, dla którego możliwość powtarzania i ćwiczenia materiału również w domu była kluczem do skutecznego przekazywania swojej wiedzy. Z pewnością znajdziemy głosy buntu, dla których obecne zmiany są dopiero początkiem, jak i te zakorzenione w przeszłości, bo „kiedyś to było”. Co więcej, w każdym z nich może być ziarnko prawdy.
Likwidacja prac domowych
Każdy plan likwidacji prac domowych musi brać pod uwagę dostosowanie programu edukacji tak, by ich brak nie dezorganizował toku pracy. Włastowska zwraca uwagę na jeszcze jeden ciekawy aspekt sprawy. Więcej swobody w spędzaniu czasu sprawi, że dzieci będą go spędzać tak jak same (lub razem z rodzicami) to zaplanują.
W wielu przypadkach będzie to oznaczać aktywności wykorzystujące Internet i nowoczesne technologie. A to z kolei oznacza potencjał do nabycia silniejszych kompetencji cyfrowych. Już o obecnych pokoleniach Z i Alpha mówi się przecież, że wręcz urodziły się z takimi umiejętnościami. Ich pogłębienie nie musi zatem wychodzić społeczeństwu na szkodę. Oczywiście o ile te aktywności będą zawierać w sobie elementy dydaktyczne lub rozwój hobby, takich jak przykładowo elektronika, grafika, programowanie lub drukowanie 3D. Być może wkrótce to właśnie sztuczna inteligencja będzie musiała obawiać się o swoją pracę.
Wiele będzie jednak zależeć od kierunku obranego przez młodych oraz nadzoru ich rodziców. Niestety, samo pozostawienie dziecka przed komputerem nie gwarantuje, że będzie się prężnie rozwijać intelektualnie. Równie dobrze może spędzać zbyt wiele czasu na bezrefleksyjnej rozrywce lub trafić na nieodpowiednie dla swojego wieku treści. Czy zatem ograniczenie prac domowych dla rodziców 8-latków będzie pozostawieniem im większej swobody i decyzyjności czy zaś dodatkowym obciążeniem wychowawczym? Prawdopodobnie to zweryfikuje dopiero czas.
Nasi rozmówcy
Aleksandra Włastowska. Pedagog i studentka psychologii, nauczycielka w warszawskiej szkole podstawowej. Zainteresowana psychologią dzieci i młodzieży oraz kynoterapią. W przyszłości chce zajmować się diagnozą zaburzeń neurorozwojowych.
Piotr Klimczyk. Psycholog, asystent w Instytucie Nauk Społecznych Akademii Nauk Stosowanych Stefana Batorego oraz psycholog szkolny w Szkole Podstawowej nr 4 w Skierniewicach. Założyciel i prowadzący stronę Psychologia Gier Wideo oraz redaktor tekstów popularnonaukowych dla portalu Grajmerki – gry kobiecym okiem. Naukowo zajmuje się cyberpsychologią, psychologią narracyjną oraz psychologią wychowawczą, a tematem jego rozprawy doktorskiej są tożsamościotwórcze aspekty gier wideo.
Komentarze