Niemal wszyscy uprawiamy go w pracy. Czym jest cyberloafing?
Cyberloafing to marnowanie czasu w pracy. Na czym polega? Na surfowaniu po Internecie i przeglądaniu treści niezwiązanych z naszymi obecnymi zadaniami. Chociaż to bardzo powszechne zjawisko, jego konsekwencje wciąż spędzają sen z powiek menedżerom i HR-owcom. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?
Spis treści
Określenie „cyberloafing” już zaczyna budzić postrach w firmach. Jak to, pracownicy skupiają się na czymś innym niż swoje obowiązki? Pracodawcy przeliczają straty i myślą, jak zapobiec temu zjawisku. Może masowy powrót do biur? Ale to w dalszym ciągu nie wyklucza pasjansa i zakupów na AliExpress. Czy rzeczywiście są to powody do tak ogromnego niepokoju? Może to po prostu kolejne modne hasełko odnoszące się do problemu, który jest stary jak świat? W końcu nie jesteśmy pierwszym pokoleniem, które odkryło, że czas pracy można wykorzystywać na inne sposoby. Istotną kwestią jest natomiast skala zjawiska.
Spędzamy coraz więcej czasu w Internecie
Do faktu, że spędzamy coraz więcej czasu w Internecie, nie trzeba nikogo przekonywać. Według danych portalu Statista, poświęcamy na to średnio aż po 6 godzin dziennie! Co za tym idzie, jesteśmy skłonni zanurzać się w oceanie śmiesznych memów, filmików z kotkami oraz zakupów obuwniczych w coraz większym stopniu, również w trakcie pracy. Trudno tego uniknąć, szczególnie w przypadku, jeśli i tak jesteśmy zmuszeni do ciągłego użycia komputera. Pozostaje jednak pytanie, co takiego kryje się w mediach cyfrowych, że niemal nie sposób oderwać od nich oczu?
Media społecznościowe stają się coraz bardziej angażujące
Podczas gdy cyberloafing odnosi się do sfery cyfrowej, samo „loafing” oznacza po angielsku obijanie się lub marnowanie czasu. Przynajmniej w kontekście ludzi. Nabiera jednak zupełnie innego znaczenia, jeśli zastosujemy je odnośnie kotów. Wtedy liczy się jego pokrewieństwo z „loaf”, czyli bochenkiem. Koty przybierają postać „bochenka”, chowając łapki pod tułów, zazwyczaj kiedy czują się dobrze i bezpiecznie. Jako iż jest to bezsprzecznie urocze, wiele z materiałów dokumentujących takie chlebowe zajścia ląduje czym prędzej w mediach społecznościowych, takich jak Facebook, TikTok czy Instagram. Tworzy to niekończącą się falę przykuwającej uwagę zawartości. Jest to jeden z najważniejszych powodów, dla których coraz trudniej nam się odseparować od większych lub mniejszych ekranów.
Problem nie zatrzymuje się jednak na kotach. Firmy technologiczne stale pracują nad tym, jak zoptymalizować algorytmy polecające, abyśmy nie potrafili oderwać się od mediów społecznościowych. O ile w naszej kulturze nie nastąpi przesycenie i odwrót od social mediów, możemy oczekiwać, iż ich konsumpcja będzie tylko rosła. Co za tym idzie, wystąpi ryzyko nadmiernego cyberloafingu ze strony pracowników, którzy będą czuli presję podtrzymania cyfrowej obecności. Zjawisko jest dodatkowo potęgowane przez tak zwany efekt FOMO (ang. Fear Of Missing Out), czyli strach przed pominięciem ważnych zdarzeń czy informacji pojawiających się m.in. w sieci.
Większa autonomia pracy niestety wspiera cyberloafing
Coraz więcej firm zwiększa autonomię pracowników. Samo w sobie jest to zazwyczaj dobrą i sensowną taktyką. Kto jak nie oni zna się najlepiej na wykonywanej pracy oraz tym, co jest potrzebne w projektach lub procesach? Niestety, to również obciąża zatrudnionych dodatkowymi obowiązkami w zakresie planowania swojej pracy. Tradycyjnie było to zadanie menedżerów, którzy zostają skierowani bardziej do funkcji mentorowania i wspierania. Takie działanie w wielu przypadkach zwiększa efektywność pracy, która może być dostosowana do osoby. Łączy się jednak również z kosztami, niekoniecznie finansowymi. Pracownicy, którym niekiedy brak autodyscypliny w działaniu, są narażeni na cyberloafing lub inne formy zabijania czasu.
Należy jednak pamiętać, że niekoniecznie musi to być czas stracony. „Bezmyślne scrollowanie” mediów społecznościowych może służyć zebraniu myśli, redukcji presji czy nawet podświadomemu zaplanowaniu dalszych działań. Patrząc na to z tej perspektywy, należy się zastanowić, czy umiarkowany cyberloafing to w ogóle problem. Jeśli bowiem postawione przed pracownikiem zadania są realizowane terminowo i sumiennie, to kogo obchodzi, czy przez połowę tygodnia szukał w Internecie nowej sofy. Jest to pewien przywilej osób autonomicznie zarządzających własnym czasem pracy, z którym pracodawcy powinni się liczyć, jeśli decydują się na tego typu formę współpracy. Alternatywą jest powrót do dawnej, bardziej nakazowej i hierarchicznej, struktury zadań.
Czy cyberloafing szkodzi przedsiębiorstwom?
Wiele przedsiębiorstw obawia się, że ich pracownicy zamiast poświęcać się wykonywaniu swoich obowiązków, zmarnują czas na cyberloafing. W końcu mniej godzin poświęconych na pracę domyślnie oznacza gorsze efekty. Wykonywanie innych czynności w pracy bez wątpienia generuje niepowetowane straty. Ale czy na pewno? Wiele zależy od charakteru wykonywanych zadań. Oczywiście, w przypadku pracy w supporcie, pominięcie połączeń czy przychodzących maili może wiązać się nawet z tragicznymi skutkami jak awaria systemów, skutkująca wyciekiem poufnych danych czy wielomilionowymi stratami. W innych natomiast efekty mogą być mniej dramatyczne. Warto jednak mieć się na baczności, czy praktykowany cyberloafing nie przekłada się na jakość wykonywanych obowiązków. Prezentacja zrobiona na łapu-capu nie zrobi tak ogromnego wrażenia jak skrupulatnie przygotowany materiał.
Cyberloafing niekoniecznie sprowadza się zawsze jednak tylko do pozwolenia sobie na chwilę lenistwa. To, co dla jednego wydaje się być marnowaniem czasu, dla drugiego może być poszukiwaniem wiedzy. Przykładowo, czas spędzany na czytaniu wiadomości z branży lub nawet poza nią może się w przyszłości przydać, bo zwiększa kompetencje pracownika. Można by rzec, że każde przedsiębiorstwo chciałoby mieć oczytanych i zorientowanych pracowników, jednak mało które chce im zapewnić ten czas i przestrzeń, by to osiągnęli. Dobrym rozwiązaniem może okazać się dołączenie w planach dnia pewnej puli czasu na samodzielne kształcenie. Pomóc może również danie pracownikom zachęt do spożytkowania czasu w Internecie w formie subskrypcji wysokiej jakości mediów branżowych. Nakierowanie spędzania czasu na formy podwyższające kompetencje pracowników może okazać się korzystne dla obu stron.
Specyficzny przypadek stanowią także profesje należące do tzw. branży kreatywnej. Nie sposób wykazywać się biegłą znajomością najnowszych trendów bez ich regularnego monitorowania. W pewnym sensie na stanowiskach takich jak specjaliści ds. social mediów, scrollowanie contentu powinno być odbierane wręcz jako element obowiązków zawodowych. Chodzi bowiem o zrozumienie potrzeb społeczności, do której należy jak najtrafniej dostosować przekaz.
Kiedy cyberloafing staje się problemem? Czy można go po prostu zakazać?
Obijanie się w pracy nie jest niczym nowym. Wręcz przeciwnie, ma długą i chlubną tradycję. Cyberloafing zmienia jedynie formę spędzania czasu. A czym różni się zrobienie sobie przerwy w pracy i przeglądanie Internetu od wyjścia na papierosa? Potencjałem do uzależnienia? W tym wymiarze trudno dorównać nikotynie, chociaż trzeba przyznać, że media społecznościowe bardzo się starają. Mimo to, wiele osób uważa, że taka forma przerwy od monotonii pracy jest bardziej uzasadniona. Być może boimy się przyznać tylko dlatego, że nie jest to jeszcze do końca znormalizowane społecznie. Chociaż okazjonalne zajmowanie się rzeczami niezwiązanymi stricte z pracą nie musi być zawsze szkodliwe, istnieją sytuacje w których staje się to problemem. Jak twierdzi Natalie Mason, badaczka z Aston University, w rozmowie dla Builtin.com:
Na cyberloafing powinno się patrzeć w sposób analogiczny do diagnozowania chorób psychicznych. W ich przypadku panuje zasada „jeśli przeszkadza ci to w codziennym życiu, to jest to nadmierne”. Tak więc jeśli cyberloafing przeszkadza ci to w dotrzymywaniu terminów i wykonywaniu codziennych obowiązków, to jest on nadmierny.
Dlatego, jeśli nasz cyberloafing nie wykracza poza sprawdzenie nowości na ulubionych stronach z memami i okazjonalne wykonanie zakupów online, raczej nie mamy się czym przejmować. Zwłaszcza jeśli jesteśmy w stanie wykonać wszystkie wymagane czynności i nie mamy poczucia marnowania ogromu czasu. Czasem próba ograniczania czegoś na siłę może przynieść zgoła odwrotny skutek. Jeśli natomiast widzimy, że nie jesteśmy w stanie się skupić w ogóle na pracy, to warto podjąć stosowne kroki.
Cyberloafing – jak nim zarządzać?
Najlepszym sposobem na ograniczenie nadmiernego cyberloafingu będzie ustalenie jego przyczyny. Jeśli mamy do nich zaufanie, warto porozmawiać z menedżerem lub mentorem. Być może jest to tylko symptom szerszych problemów z pracą spowodowanych chociażby niezrozumieniem zadań bądź niewłaściwym planowaniem pracy. Pomocnym może okazać się również identyfikacja najbardziej szkodliwych i marnujących czas stron oraz aplikacji. Wyeliminowanie ich ze swojej codziennej rutyny znacznie zmniejszy potencjał do bycia rozproszonym. W skrajnych przypadkach lub okresie przejściowym, kiedy chcemy odzwyczaić się od niekontrolowanego zaglądania do sieci, można skorzystać z programów blokujących aplikacje po przekroczeniu ustalonego uprzednio czasu. Przede wszystkim nie należy jednak panikować i przejmować się, jeśli od czasu do czasu zdarzy nam się wykorzystać czas w pracy nie na samą pracę. Grunt, żeby w skali dnia były to przerwy od pracy, nie zaś przerwy na pracę.
Komentarze