Pracować krócej, zarabiać tyle samo – coraz śmielsze testy 4-dniowego tygodnia pracy na świecie. A co z Polską?
5 lutego w Niemczech weszła w życie inicjatywa wprowadzająca w wybranych przedsiębiorstwach 4-dniowy tydzień pracy. I to bez redukcji wynagrodzeń! Zwolennicy zobaczą w tym szansę na więcej wolnego czasu i regenerację organizmu. Sceptycy zaś uznają, że po prostu praca będzie leżała odłogiem w oczekiwaniu na poniedziałek. Na czym polega i jakie efekty może przynieść program opracowany z pomocą Uniwersytetu w Munster? I przede wszystkim, kiedy podobne rozwiązania trafią do kraju nad Wisłą?
Spis treści
W rozmowie z dziadkami często można wysłuchać opowieści, jak to było kiedyś. I tak przykładowo, drzewiej mleko było w szklanych butelkach, zakupy pakowało się w gazety, za to ludzie więcej ze sobą rozmawiali. Jednym z elementów, które mogą wydawać się obecnie najbardziej abstrakcyjne, szczególnie dla młodzieży, był 6-dniowy tydzień pracy. Rety! Przecież to właściwie praca bez chwili odpoczynku! A co z work-life balance? Idąc tym tokiem rozumowania może nastał czas kolejnych transformacji? 4-dniowy tydzień pracy w Belgii jest ustawowo dostępny od dwóch lat. W tym roku na sprawdzenie tej inicjatywy zdecydowali się również nasi jodłujący sąsiedzi w lederhosen. Jeśli to się u nich sprawdzi, może i my, Polacy, powinniśmy podpatrzyć tę ideę jak w przypadku druku, weków, termosu czy ubierania choinki?
4-dniowy tydzień pracy w Niemczech
Pracować mniej i zarabiać tyle samo? Brzmi jak paradoks. Dla niektórych z naszych niemieckich sąsiadów jest to jednak nowa rzeczywistość. Inicjatywa weszła w życie w poniedziałek 5 lutego 2024 roku w 45 przedsiębiorstwach. Program opracowany z pomocą Uniwersytetu w Munster zakłada, że pracownicy będą pracować w formie „100-80-100”, czyli 100 proc. wynagrodzenia, 80 proc. czasu i 100 proc. produktywności. Zwolennicy tego podejścia liczą, że skrócenie tygodnia pracy odbije się pozytywnie nie tylko na zdrowiu i dobrostanie pracowników. Więcej czasu na życie prywatne i odpoczynek poza pracą pozwoli się skupić się na czynnościach zawodowych w godzinach służbowych. Tym samym efektywność pracy w ciągu czterech dni ma osiągnąć maksimum.
Oczywiście, nie jest to zawsze możliwe we wszystkich branżach. W niektórych, takich jak customer care lub support, to właśnie czas i dostępność ma pierwszorzędne znaczenie, choć pewnie niektóre kwestie można rozwiązać systemem zmianowym. Mimo tych ograniczeń do pilotażowego projektu zgłosiło się wiele firm z przeróżnych sektorów, od branży IT (14 proc. uczestników) aż po rzemiosło (6 proc.). Jeśli trend się przyjmie, to być może już niedługo nad Renem i Łabą będą regularnie cieszyć się z trzydniowych weekendów. A nie jest to jedyne takie miejsce w Europie. Hiszpania już w tym roku planuje zmniejszenie liczby godzin w tygodniu roboczym. Tymczasem w Belgii już od dwóch lat duża część pracowników ma prawo do rozłożenia pracy na cztery dni zamiast zwyczajowych pięciu.
Czterodniowy tydzień pracy w Belgii
Niektóre kraje idą jeszcze dalej i nie zdają się jedynie na indywidualną inicjatywę pracodawców. Już dwa lata temu, w lutym 2022 roku, Belgia wprowadziła rewolucyjne rozwiązanie prawne. Od tamtej pory duża część pracowników sektora prywatnego może samodzielnie zamienić pięciodniowy tydzień pracy na skrócony, czterodniowy, zachowując wynagrodzenie. Brzmi za dobrze, prawda? Diabeł tkwi w szczegółach, gdyż pozostałe cztery dni są bardziej skondensowane i wymagają pracy po 9 i pół godziny dziennie. Jest to oczywiście bardziej obciążające, ale dodatkowy dzień wolnego chyba rekompensuje tę różnicę z nawiązką.
Przynajmniej tak by się mogło wydawać. Jak donosi „The Brussels Times”, rozwiązanie nie okazało się jednak zbyt popularne. Rok po jego wprowadzeniu, jedynie 0,8 proc. zatrudnionych zdecydowało się na wybór tej opcji. Sporą barierą okazuje się sceptycyzm ze strony pracodawców, szczególnie w małych i średnich przedsiębiorstwach. Aczkolwiek, także jedynie mniejszość pracowników jest chętna do zmiany. Dopiero czas tak naprawdę zweryfikuje, czy to rozwiązanie rzeczywiście okaże się „niewypałem”. Chociaż odsetek zatrudnionych w tej formule wciąż wydaje się wręcz mikroskopijny, to stale wzrasta. A korzystające z niej osoby chwalą ją sobie. Aż 77,6 proc. z nich uważa, że dało im to więcej przestrzeni na życie prywatne, 36,5 proc. czuje się mniej przepracowana, a 29,3 proc. spędza więcej czasu ze swoimi dziećmi. A jak wiadomo, zadowoleni użytkownicy to najlepsza reklama dla kolejnych zainteresowanych. Możemy oczekiwać, że w przyszłości zasięg programu będzie się tylko zwiększać.
4-dniowy tydzień pracy w Polsce
Chociaż jako Polacy lubimy sobie ponarzekać, wcale nie zostajemy w tyle społeczno-gospodarczych nowinek i innowacji. 4-dniowy tydzień pracy nie został co prawda jeszcze wprowadzony oficjalnie, wiele firm jednak praktykuje go na własną rękę. W styczniu bieżącego roku zgodnie z zapowiedziami daną inicjatywę zaczął wdrażać Herbapol Poznań. Na razie jest to jedynie jeden wolny piątek w miesiącu, który jest wynagradzany jak normalny dzień pracujący. Docelowo jednak wolne mają być wszystkie piątki. Jak wynika z komunikatu firmy na oficjalnym profilu na Facebooku:
Work-life-balance to w naszej firmie nie są puste słowa. W 2025 roku w Herbapolu Poznań wdrożymy 4-dniowy tydzień pracy, właśnie w trosce o naszych pracowników. Tym samym zyskają oni dodatkowy, płatny wolny dzień w tygodniu.
Innym przykładem przedsiębiorstwa, które skróciło tydzień do czwórki jest platforma do zarządzania projektami Nozbe. Warto jednak zauważyć, że piątki w tej firmie nadal nie są zupełnie wolne i wciąż okresowo wykorzystywane do szkoleń lub planowania następnego tygodnia. Może to jest waśnie rozwiązanie sporu. Niektóre firmy jak agencja marketingowa Happy Parrots stosują rozwiązania pośrednie, skracając piątkowy dzień do sześciu godzin. Wbrew pozorom, nawet taka opcja daje pracownikom dużo wartości i elastyczności. Przykładowo, są w stanie łatwiej skorzystać z usług administracji publicznej, której godziny otwarcia są często mocno ograniczone.
Kiedyś 6 dni w tygodniu, a już wkrótce tylko 4?
Harówka od poniedziałku do piątku i weekendowy chill-out już tak weszły nam w krew, że niemal nie myślimy o tym, że mogłoby być inaczej. Tymczasem, nic bardziej mylnego! Na rynku pracy znajdują się jeszcze osoby, którym zdarzało się praktykować jeszcze 46-godzinne tygodnie pracy włączające sobotę. Same wolne soboty w naszym kraju pojawiły się dopiero 51 lat temu, w 1973 roku. Początkowo, były to iście aptekarskie ilości, wynoszące jedynie dwa dni w roku, jednak szybko zyskały olbrzymią popularność, w 1981 rozrastając się do trzech w miesiącu. Jeśli cofniemy się jeszcze dalej w przeszłość odkryjemy, że w te 46 godzin pracy też nie było niczym oczywistym. Na terenach Polski wprowadził je dopiero Józef Piłsudski w 1918 roku, żeby zastąpić pracę przez… 12 godzin dziennie! Taki tryb funkcjonowania wydaje na się dzisiaj wręcz niemożliwy do wytrzymania.
Przeszłość jest jednak dowodem, że podobne zmiany już miały miejsce. Wraz z rozwojem technologii i wzrostem produktywności możemy sobie pozwolić na coraz więcej czasu wolnego. Czy czterodniowy tydzień pracy jest więc kolejnym krokiem dla postępu cywilizacyjnego? Na tym etapie możemy tylko gdybać, ale dotychczasowe pilotażowe projekty dają powody do optymizmu. W próbach przeprowadzanych na Islandii i w Wielkiej Brytanii odnotowano, że skrócony czas pracy przekłada się na zwiększone zaangażowanie pracowników, co niweluje utratę dnia roboczego.
Komentarze