Cztery dni w robocie czy krótsze dniówki? Polacy mówią, jak powinien wyglądać krótszy tydzień pracy
Informacje o 4-dniowym tygodniu pracy od dawna nie ustępują z pierwszych stron gazet. Takiej rewolucji na polskim rynku pracy nie było prawdopodobnie od wprowadzenia wolnych sobót albo płatnych urlopów. Nastroje w tym zakresie są podzielone. Zwolennicy dopatrują się szansy na walkę z przepracowaniem i plagą wypalenia zawodowego. Sceptycy zaś uważają, że krótszy tydzień pracy może boleśnie odbić się na gospodarce. Czas na rozterki jednak powoli upływa, a ważne decyzje muszą zapaść. Czy wolne piątki to na pewno dobre rozwiązanie? A może krótszy tydzień pracy powinien polegać na mniejszej liczbie roboczogodzin dziennie? Badanie firmy ClickMeeting rozwiewa te wątpliwości.
Spis treści
Krótszy tydzień pracy… ach, marzenie! Tak wzdychali nasi dziadkowie jeszcze na początku lat 70., zerkając z utęsknieniem na kraje, w których soboty były od dawna dniem wolnym. Aktualnie stoimy jednak na progu nowej rewolucji. Wyczekiwany każdego tygodnia weekend może bowiem zaczynać się już w czwartkowe wieczory. Wśród alternatywnych rozwiązań znajduje się również obcięcie dziennego czasu pracy. Które z nich jest lepsze? Badanie firmy ClickMeeting nie zostawia pola na polemikę. Jedno natomiast jest pewne – ponownie powiał wiatr zmian.
Krótszy tydzień pracy, czyli jak to kiedyś było z tym czasem wolnym?
Każdy potrzebuje czasami odpocząć. Weekendowy grill czy dłuższy urlop nad wodą potrafią zdziałać cuda wobec efektywności pracy. Nie zawsze jednak były dostępne takie luksusy. Płatne urlopy wypoczynkowe sięgają raptem nieco ponad 100 lat. Swoje korzenie wypuściły w Holandii, kiedy zaprotestowali robotnicy zrzeszeni w związku zawodowym pracowników zajmujących się obróbką diamentów. Ich wymogiem był jedynie tydzień płatnego urlopu w skali roku. Z czasem inne kraje również podłapały ten trend. Nie obyło się bez protestów, a nawet ostrych zamieszek, jakie miały miejsce przykładowo w Szwajcarii w 1946 roku. Płatne urlopy stały się normą dopiero po drugiej wojnie światowej, chociaż już wcześniej zdarzali się prekursorzy. Zalicza się do nich między innymi Francja, dla której ich ustanowienie w 1936 roku do dzisiaj jest ważną datą dla obywateli oraz… właśnie Polska.
Sejm II RP przyjął Ustawę o urlopach dla pracowników zatrudnionych w przemyśle i handlu 16 maja 1922 roku, czyli 14 lat przed naszymi bagietkowymi pobratymcami. Zgodnie z jej założeniami robotnicy po roku zatrudnienia w danym przedsiębiorstwie mieli prawo do 8 dni nieprzerwanego urlopu, a po 3 latach pracy wzrastało to do 15 dni. Uprzywilejowaną pozycję mieli pracownicy umysłowi. Po półrocznej pracy przysługiwały im dwa tygodnie urlopu, a po roku miesiąc płatnej przerwy w pracy. Nie brzmi najgorzej, prawda? Warto jednak mieć na względzie, że ukochany weekend w tamtych czasach nie zaczynał się w piątek, piąteczek, piątunio.
Wolne soboty
Wolne od pracy były wyłącznie niedziele, co dalej znajduje swoje odbicie w przepisach prawa. A nawet tutaj zdarzały się wyjątki jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Mogłoby się wydawać, że to standard na skalę światową. Jednak już w latach 70. 80. XIX wieku w Anglii pojawiła się koncepcja „weekendu” z wolnymi sobotami. Inne kraje zachodnie także wkrótce wywalczyły sobie ten przywilej. Tymczasem w Polsce od 1919 roku mogliśmy poszczycić się jedynie krótszym, 6-godzinnym, czasem pracy tego dnia. Tendencja jednak nie zawsze idzie w tę samą stronę, gdyż już w 1933 roku powrócono do ośmiogodzinnej pracującej soboty. Pierwszy raz w historii, kiedy Polacy w ogóle nie poszli w sobotę do pracy, miał miejsce 21 lipca 1973 roku. Dany dekret Rady Państwa zapoczątkował zupełnie nową epokę, która dziś wydaje się niemal oczywista.
Czy krótszy tydzień pracy to remedium na przepracowanie?
Według badania ClickMeeting, blisko jedna trzecia Polaków (27 proc.) uważa, że jest obecnie przepracowana. Wysoki poziom zapracowania naszych rodaków potwierdzają również dane Eurostatu, które plasują nas w europejskiej czołówce ze średnim wynikiem 40,4 godzin w tygodniu. Warto zauważyć, że dane te uwzględniają osoby pracujące na część etatu. Skrócenie tygodnia pracy, czy to z perspektywy poszczególnej firmy, czy całej gospodarki pozytywnie wpłynie na poziom wypoczęcia zatrudnionych. Nie jest to jednak panaceum, które sprawi, że wszystkie problemy z przepracowaniem ulegną przedawnieniu. Istnieje ryzyko, że część po prostu odnajdzie sobie inne wyczerpujące zajęcia w zwolnionym czasie lub podejmie się równolegle drugiej pracy bądź założy własną działalność gospodarczą. Wiele zależy od indywidualnej postawy życiowej oraz potrzeb pracowników. Niemniej, dotychczasowe badania przeprowadzane wśród brytyjskich firm, które wprowadziły to rozwiązanie, wskazują, że zarówno poziom wypoczynku, jak i morale pracowników uległo poprawie. Dodatkową korzyścią okazała się bowiem znacznie niższa liczba absencji.
Krótszy tydzień pracy – 4 dni czy krótsze dniówki?
Postulaty o skróceniu tygodnia pracy coraz mocniej przebijają się do debaty publicznej. Czy to w formie dobrowolnej redukcji ze strony pracowników i przedsiębiorstw czy też wprowadzeniu tego wymogu prawnie. Jedna kwestia pozostaje jednak dyskusyjna – dodatkowy dzień wolny czy krótsze dniówki? Obie strony sporu mają swoje argumenty. Zwolennicy dodatkowego dnia wolnego wskazują, że byłby to czas na głębszą regenerację. Ponadto, pracownicy mogliby w tym dodatkowym dniu nadrobić swoje osobiste sprawy, w tym te urzędowe i medyczne. Z kolei, proporcjonalne skrócenie każdego dnia pracy do 6 godzin i 20 minut sprawiłoby, że każdy z dni w pracy byłby mniej męczący i zostawiłby większą swobodę wykorzystania wieczorów.
Żeby rozstrzygnąć tę kwestię, firma ClickMeeting przeprowadziła badanie wśród 1000 ankietowanych w temacie potencjalnego skrócenia czasu pracy i jego konsekwencji. Polacy wypowiedzieli się jasno co do swoich preferencji. Ponad dwie trzecie (68 proc.) wolałaby mieć 4-dniowy tydzień pracy, zamiast proporcjonalnego skrócenia czasu pracy każdego dnia. Przeciwnego zdania jest znacząca mniejszość – niemal jedna czwarta, czyli 23 proc. ankietowanych. Nie oznacza to jednak, że ich głos powinien być stłumiony. Być może krótszy tydzień pracy powinien być wprowadzany elastycznie, pozostawiając wybór, która forma będzie lepiej dopasowana do danej sytuacji.
Wprowadzenie 4-dniowego tygodnia pracy a zarobki
Jednym z najczęściej podnoszonych argumentów w tej debacie jest wpływ skróconego czasu pracy na dochody przedsiębiorstw i pensje pracowników. Obawa o ten aspekt jest logiczna, w końcu jak wyrobić się z taką samą ilością pracy w krótszym oknie czasowym? Nawet zwiększenie produktywności, dzięki lepszemu wypoczynkowi oraz wycięciu najmniej potrzebnych elementów pracy może nie zrekompensować deficytu roboczogodzin. Co więcej, w niektórych zawodach, na przykład we wsparciu klienta liczy się bardziej sama dostępność i zdolność do reagowania na zapytania.
Polacy nie martwią się jednak szczególnie aspektem dochodowym. Aż 40 proc. ankietowanych uważa, że wprowadzenie 4-dniowego tygodnia pracy nie wpłynęłoby na dochody pracowników, podczas gdy tylko 27 proc. sądzi, że by się zmniejszyły. Co ciekawe, 22 proc. uważa, że 4-dniowy tydzień pracy zwiększy wypłaty! Ostatnia opinia wydaje się nieco nieintuicyjna, dlatego pozostaje tylko imaginować sobie, z czego mogą wynikać takie oczekiwania. Być może zmniejszenie wymiaru godzin w głównym miejscu zatrudnienia pozwoliłoby pracownikom angażować w dodatkowe aktywności zawodowe, takie jak np. freelancing w ciągu 3-dniowego weekendu. Mogłoby również wzrosnąć zapotrzebowanie na dodatkowo płatne nadgodziny. Odblokowanie dodatkowego czasu wolnego dałoby również więcej przestrzeni na dodatkową edukację oraz samodzielny rozwój kompetencji pracowników. To z kolei, zwiększa produktywność gospodarki i pensje w dłuższym okresie.
Skrócenie czasu pracy w innych Europejskich państwach
A jak wygląda sytuacja za granicą? Otóż w niektórych krajach 35-godzinny tydzień pracy nie jest niczym nowym, takie rozwiązanie funkcjonuje we Francji już od 2000 roku. Co ciekawe, celem tej reformy było nie tylko zmniejszenie obciążenia pracą, ale również redukcja bezrobocia, poprzez wykreowanie konieczności zatrudnienia dodatkowych pracowników. Pod koniec zeszłego roku Hiszpania zdecydowała się iść śladem swoich sąsiadów zza Pirenejów i ogłosiła chęć skrócenia tygodnia pracy do 37,5 godziny. Oznacza to o pół godziny pracy krócej każdego dnia. Niby mało, a jednak wyobraźmy sobie, ile łącznie czasu to będzie w dłuższej perspektywie. Ponad 100 uwolnionych godzin rocznie!
W innym kierunku ewoluowała sytuacja w Belgii, gdzie przepisy i ustalenia układów zbiorowych pozwalają dużej części pracowników wybrać pomiędzy czterema a pięcioma dniami pracy. Jest jednak pewien kruczek, gdyż 4 dni oznacza pracę przez 9,5 godzin dziennie sprowadzając się do 38-godzinnego tygodnia pracy. Mniejszej skali projekty pilotażowe i eksperymenty miały miejsce chociażby w Wielkiej Brytanii, na Islandii lub w Niemczech. Zazwyczaj nie miały one negatywnego wpływu na wyniki operacyjne i finansowe biorących w nich udział przedsiębiorstw. Wręcz przeciwnie, większość z nich odnotowała większe niż zazwyczaj wzrosty przychodów. Aczkolwiek warto zauważyć, że mogło być to efektem czasowego skoku produktywności na fali entuzjazmu z krótszego czasu pracy.
Kiedy krótszy tydzień pracy zagości na dobre w Polsce?
Jeszcze do niedawna skrócenie tygodnia pracy wydawało się jedynie utopijną mrzonką. W ostatnim czasie doczekaliśmy się jednak pierwszej oficjalnej deklaracji ze strony przedstawiciela władz. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, zadeklarowała, że rząd zamierza zaproponować odpowiednie rozwiązania parlamentowi jeszcze w tej kadencji. Czyli będzie to miało miejsce najpóźniej do 2027 roku. W przeciwieństwie do wolnych sobót tym razem nie powinniśmy musieć wyróżniać się na tle Europy o blisko 100 lat.
Na stole leżą dwie opcje. Skrócenie każdego dnia pracy o godzinę prowadząc do 35-godzinnego tygodnia pracy, lub dodatkowy dzień wolny od pracy, sprowadzając liczbę godzin do 32. Na razie nie wiadomo, która z nich zostanie ostatecznie wybrana. Trwają prace przygotowawcze i konsultacje eksperckie. Między innymi, Centralny Instytut Ochrony Pracy (CIOP PIB) prowadzi już badania w zakresie możliwych form organizacji pracy i ich wpływu na produktywność. To od ich wyników może zależeć, które rozwiązanie zostanie ostatecznie przyjęte. Warto pamiętać, że wiele może zależeć od bieżącej sytuacji politycznej i gospodarczej, a plany mogą się odpowiednio oddalić lub przybliżyć w czasie. Wiele wątpliwości budzi kwestia utrzymania obecnego poziomu zarobków oraz pozytywnej dynamiki wzrostu płac. Przedstawicielka rządu zadeklarowała jednak, że resort uwzględni to dokładnie w swoich planach.
Komentarze