„Trzeba przygotowywać najmłodszych, a nie straszyć, że ktoś im zabierze pracę” – futurolożka o tym, jakim wyzwaniem jest dziś sztuczna inteligencja
Sztuczna inteligencja szturmem zdobyła media i jest jednym z najgłośniejszych tematów w ostatnim czasie. Czy należy jej się bać i straszyć tym, że zabierze nam pracę? O tym, co nas czeka i jakie wyzwania stawia przed nami AI rozmawiamy z futurolożką, Aleksandrą Trapp.
Kto się nie boi sztucznej inteligencji, palec pod budkę… Zdaje się, że w tej budce mogłoby zabraknąć miejsca. AI przypomniało nam, że świat zmienia się szybciej, niż byśmy chcieli, z dnia na dzień postawiło przed społeczeństwami nowe pytania dotyczące, chociażby rynku pracy, a w wielu osobach wywołało lęk, że już niebawem zastąpi ich maszyna. Co dalej? Czy już teraz jesteśmy w stanie napisać scenariusz przyszłości? Jak odnaleźć się w czasie kolejnego skoku technologicznego? I czy faktycznie AI czai się na nasze stanowisko? O to, czy słusznie boimy się sztucznej inteligencji, zapytałam Aleksandrę Trapp, wykładowczynię i Head of Culture and Trends w infuture.institute.
Czy powinniśmy się bać sztucznej inteligencji? Wywiad z Aleksandą Trapp z infuture.institute
Alicja Cembrowska: Miałam inaczej zacząć naszą rozmowę, ale sprawdziłam komentarze i reakcje internautów na publikacje o sztucznej inteligencji. Diagnoza: zagubienie. AI szturmem wtargnęło do nagłówków i artykułów, a nawet więcej – do naszej codzienności, bo dostaliśmy narzędzia, które umożliwiają wykorzystywanie sztucznej inteligencji przez każdego. Może warto zatem zacząć od wyjaśnienia, że to „nagle” jest pozorne, prace nad AI trwają od lat 50. i korzystamy z tej technologii znacznie dłużej niż pół roku.
Aleksandra Trapp: Wielu osobom, szczególnie tym mniej zainteresowanym technologiami, może się wydawać, że AI pojawiło się „nagle”. Obecnie obserwujemy hype związany ze sztuczną inteligencją głównie za sprawą przedsięwzięcia open AI, którego głównym bohaterem stał się ChatGPT. Pomysł przekazania takiego narzędzia szerokiej publiczności wzbudził nie tylko wielkie emocje, ale i kontrowersje, jednak prawdziwe znaczenie tego zjawiska pokażą nam najbliższe miesiące, a może nawet lata. Na chwilę obecną obserwujemy wyścig technologicznych zbrojeń między gigantami, przy jednoczesnej demokratyzacji dostępu do tej technologii i poszukiwaniu możliwych rozwiązań.
Warto jednak podkreślać, że AI to nic nowego, to nie jest technologia, która wcześniej nie działała.
Wiele branż od lat korzysta z narzędzi na niej opartych i w mniejszym lub większym stopniu wspiera się sztuczną inteligencją. Podejrzewam również, że część osób może nie zdawać sobie sprawy, że nasz świat sukcesywnie i coraz mocniej od lat opiera się na elementach sztucznej inteligencji. I nie mam na myśli, tylko świata naukowego, biznesu, branży medycznej czy prawnej. Rozwiązania bazujące na AI znajdujemy już powoli w prawie wszystkich obszarach naszego życia – w domu to rozwiązania z obszaru smart home, w mieście tzw. smart city, w codziennej pracy, w komunikacji, opiece zdrowotnej, edukacji czy rozrywce.
Ludzie przyzwyczajają się do wygodnych dla nich zmian tak szybko, że przestają uważać je za coś, co zdefiniowaliby jako rozwiązania bazujące na sztucznej inteligencji.
Nikogo nie dziwi ani nie przeraża, że dzięki AI rozumienie i przetwarzanie mowy jest właściwie ogólnodostępne w naszych urządzeniach. Zaakceptowaliśmy fakt, że dzwoniąc na niektóre infolinie lub zadając pytania przez Messengera firmom, rozmawiamy z botami, nie z ludźmi. Naturalne stało się dla nas to, że w Internecie wyświetlają się nam dopasowane do nas treści reklamowe. Użytkownicy nie zastanawiają się, jak działają mapy Google, translatory ani dlaczego propozycje nowych filmów czy muzyki są tak dobrze dostosowane do naszych gustów, preferencji czy zainteresowań, w serwisach typu Netflix czy Spotify. Wszystkie te mechanizmy bazują na wciąż rozwijanych i udoskonalanych rozwiązaniach AI i wyraźnie zmieniają sposób interakcji ludzi z technologią. W tym kontekście sztuczna inteligencja już tak nie przeraża, bo przecież uprzyjemnia i ułatwia nam funkcjonowanie.
W ostatnich miesiącach nie to jednak najbardziej rozgrzewa opinię publiczną, a ChatGPT i kolejne jego odsłony, Midjourney i wyścig firm, które długo czekały ze swoimi technologiami, a teraz dostały zielone światło. Krótko po wielkim boom, bo w marcu, giganty branży technologicznej zaapelowały o wstrzymanie rozwoju AI, wróżąc katastrofę dla ludzkości. Bez wątpienia obserwujemy wielki skok rozwojowy, ale co dalej?
Rzeczywiście, od kilku miesięcy obserwujemy kolejny etap rozwoju AI. Ta technologia wkracza w obszar, który do tej pory wydawało nam się, że jest zarezerwowany dla człowieka – obszar generowania nowych treści. Ta kolejna odsłona, dla części osób wiąże się z lękiem, m. in. o przyszłość pracy.
Generatywna sztuczna inteligencja to metoda uczenia maszynowego, która jest w stanie generować nowe i unikalne treści, takie jak tekst, obraz, dźwięk, filmy i wiele innych, na podstawie danych treningowych i prostych komend językowych. GAI wykorzystuje modele głębokiego uczenia się, szkolone na podstawie zestawów danych i rozmów między ludźmi a komputerami. Analizując te dane, model AI może nauczyć się i przewidywać jak odpowiednio reagować w różnych sytuacjach.
Otwiera to kolejny etap współpracy człowieka z technologią, gdzie komunikacja odbywa się przy użyciu języka naturalnego.
Nawet osoby bez zaawansowanej wiedzy technologicznej mają możliwość korzystania z tego rozwiązania. Rozróżnienie pomiędzy treściami wygenerowanymi przez AI a tymi stworzonymi przez człowieka, staje się coraz trudniejszym zadaniem. To rodzi nowe wyzwania w obszarze prawa oraz zmian społecznych, dotyczących praw autorskich i akceptacji AI jako autora lub współautora czy definicji procesu twórczego, które już obserwujemy. Czy jeżeli uczeń poprosi ChatGPT o napisanie rozprawki, dając konkretne wytyczne, to będzie jej autorem, współtwórcą? Kto jest autorem wygenerowanych obrazów?
ChatGPT może dziś z nami rozmawiać, wchodzić w dyskusje, podpowiadać działania. I tym sposobem wkraczamy na kolejny poziom rozważań – już nie tylko prawnych czy technologicznych, ale i społeczno-psychologicznych. Współczesne społeczeństwo staje się w coraz większym stopniu zbiorowością, w której człowiek koegzystuje na co dzień z inteligentnymi asystentami „wirtualnymi bytami”, co zaczyna rodzić wiele pytań też o relacje z technologiami czy robotami.
Dzisiejsza sytuacja może w jakiś sposób przypominać przerażenie, leki czy dyskusje, jakie pojawiły się, gdy przedstawiono światu humanoidalnego robota Sophię.
Sophia bywała na konferencjach, można było z nią porozmawiać, udzielała wywiadów, a co więcej – dostała obywatelstwo Arabii Saudyjskiej, stając się pierwszym inteligentnym robotem z obywatelstwem kraju. Gdy zapytaliśmy internautów o Sophię na potrzeby raportu „Pracownik przyszłości”, prawie 70 proc. ankietowanych stwierdziło, że myśl o współpracy z tego typu robotem wywołuje w nich negatywne emocje. Akurat w tym przypadku mamy do czynienia z efektem nazywanym „doliną niesamowitości”. Zostało udowodnione, co potwierdzają też nasze badania, że po przekroczeniu pewnej granicy, inteligentne roboty podobne do człowieka wywołują uczucie odrazy, a nawet strachu i następuje spadek komfortu psychicznego ludzi w kontakcie z takim urządzeniem.
Dobrze rozumiem, że przekazanie AI społeczeństwom oznacza, że do tej pory sztuczna inteligencja uczyła się głównie na zasobach internetowych i algorytmach, a teraz uczy się również na ludziach? Chodzi o to, że AI ma wpływ na nas, a my na nią?
Tak to mniej więcej wygląda. Mechanizm uczy się nas, my uczymy się funkcjonować z coraz bardziej zaawansowanymi technologiami obok nas. Mówiąc w skrócie, chodzi o to, żeby AI się doskonaliła, rozumiała nas coraz lepiej, sprawniej i precyzyjniej potrafiła reagować na komendy, lepiej odczytywała intencje, wiedziała, co nas interesuje.
Wiemy zaś, że sztuczna inteligencja uczy się dużo szybciej niż człowiek i to też sprawia, że się jej boimy.
Bo jak się szybciej uczy, to może nam zabrać pracę. Jednak ten strach jest nam, ludziom, dobrze znany. W czasie rewolucji przemysłowej, gdy rozwijały się kolejne maszyny, a później Internet, ten lęk był również obecny. Co jednak ciekawe i paradoksalne – wciąż pracujemy więcej. Czy zatem tym razem obawy, że AI zajmie nasze miejsce, są słuszne?
Obecnie panuje katastroficzna narracja, z którą trochę chciałabym walczyć. Dużo mówi się o zagrożeniach, obawach, czarnych scenariuszach, a ja widzę sztuczną inteligencję jako wyzwanie. Być może największe w historii ludzkości, przewyższające elektryfikację, rewolucję przemysłową i Internet. To wszystko oczywiście zmieniało nasz świat, również i temu towarzyszyły obawy. Większość nowych technologii, choć stwarzała nowe możliwości, jednocześnie redukowała miejsca pracy. Rzadko niestety istniała zgodność między tymi dwoma siłami.
Ludzie, których miejsca pracy były likwidowane, zanim zmienili pracę lub się przekwalifikowali, żyli często w strachu, co prowadziło do niepokojów społecznych. Nie dziwi zatem, że takie skoki rozwojowe wzbudzają społeczny niepokój. Jednak pewne rzeczy są nie do zatrzymania, dlatego warto podejść do nich nie tylko z pewnego rodzaju dystansem, ale także szukając rozwiązań. Zmiany na rynku pracy, znikanie różnych zawodów i pojawianie się nowych, nie są dla nas nowością. Obserwujemy to nawet na przestrzeni jednej generacji. Wystarczy pomyśleć, że jeszcze kilkanaście lat temu nie istniały takie zawody jak social media menedżer, specjalista ds. employment brandingu, data scientist czy AI deweloper.
Obecni młodzi pracownicy wykonują czasem zupełnie inną pracę niż ich dziadkowie i rodzice.
Pewne zawody znikają, a na ich miejsce pojawiają się nowe. Z drugiej strony technologie miały sprawić, że będziemy mieć więcej czasu wolnego, pracować wydajniej, ale mniej. Na razie nie do końca i nie wszędzie się to sprawdza. Okazuje się na przykład, że technologie, które ułatwiają nam pracę zdalną, jednocześnie wcale nie sprawiają, że pracujemy dużo mniej. Na pewno pracujemy inaczej. Bez wątpienia narzędzia technologiczne podnoszą produktywność i wydajność, ale na ten moment nie uwalniają aż tak naszego czasu.
To pokazuje, że potrzebujemy rozmowy na temat w ogóle systemu pracy, świadomego być może przedefiniowania tej części życia.
Kiedyś pracowało się 12 godzin dziennie, również w weekendy, teraz pracujemy na ogół osiem i trwają dyskusje o 4-dniowym tygodniu pracy. To pokazuje, że oczywiście jest to system, na który się umawiamy, ale również, że jest to system, który podlega zmianom. Rozmowa na ten temat jest nam potrzebna tu i teraz, bo pojawia się pytanie, czy my jesteśmy gotowi na kolejne skoku technologiczne, które są już nie do zatrzymania.
Trudno uspokoić emocje związane z tymi zmianami, gdy codziennie docierają do nas mało optymistyczne narracje: już nie będziemy potrzebować grafików i copywriterów, bo AI szybciej pisze i projektuje, kolejna firma zwalnia setki osób i zastępuje ich sztuczną inteligencją. Paradoks chyba polega na tym, że w tych doniesieniach często chodzi o branże, które do tej pory, mówiąc kolokwialnie, „nadążały” za postępem, do pewnego momentu były „bezpieczne”.
Funkcjonujemy w świecie informacji szybkich i szokujących. Za tym, jak cień podąża dezinformacja. Trudno się zatem dziwić, że niektóre branże zareagowały przerażeniem. Z drugiej strony w tej narracji brakuje wątków o szansach. Często, gdy rozmawiam z osobami zaniepokojonymi tym, co się dzieje, dostrzegam, że mają wizje rodem z filmów sci-fi. Sztuczna inteligencja przyjdzie i coś im zabierze, dojdzie do katastrofy. A możemy się temu przyglądać jako procesowi zmiany.
Badania mówią, że 65 proc. dzieci, które urodziły się po 2009 roku, będzie pracowało w zawodach, które jeszcze nie istnieją.
To pokazuje tempo zmiany. Obecnie nawet nie jesteśmy w stanie wskazać, jakie obszary zawodowe pojawią się za 10, 15 czy 20 lat. Dlatego to, na czym powinniśmy się skupić, to edukacja i budowanie kompetencji przyszłości. Już teraz trzeba przygotowywać na to najmłodszych, a nie straszyć, że ktoś im i tak zabierze pracę.
Myślę, że ta nauka przydałaby się nam wszystkim, bo przecież ChatGPT to początek, ten rozwój się nie zatrzyma, będzie dotyczył pracowników w każdym wieku. Dużo miejsc pracy zniknie, ale powiedziałaś, że na ich miejsce pojawią się nowe, co sugeruje, że w ciągu najbliższych lat wielu z nas będzie musiało się przebranżowić. Jakie są zatem kompetencje przyszłości? Na co musimy się przygotować?
Już teraz możemy mówić, że rynek pracy jest dynamiczny. A będzie jeszcze bardziej dynamiczny. Dlatego niemal wszyscy musimy przygotować się na coraz częstsze zmiany w obszarze zawodowym – także dzięki technologiom. Potężnym trendem, na który również my wskazujemy na mapie trendów, jest rezyliencja, czyli umiejętność budowania w sobie elastyczności, zrozumienia i zaakceptowania, że nasze życie jest ciągłym procesem zmian.
Konieczna staje się zatem otwartość na „inne” i „nowe”, podnoszenie kwalifikacji, a nieraz ich całkowita zmiana.
Zmianę tego podejścia już obserwujemy u najmłodszych pracowników. Zrobiliśmy badanie generacji Z, czyli obecnie najmłodszych osób na rynku pracy i oni wskazali, że mają świadomość, że tak naprawdę nigdy nie przestaną się uczyć, że właśnie wysoka rezyliencja jest niezbędna do utrzymania się na rynku.
Jakie są kompetencje przyszłości? Z jednej strony, mówiąc o technologiach, zwiększa się nieustannie zapotrzebowanie na umiejętności z obszaru STEM (z ang. science, technology, engineering, math), które pozwalają rozwijać umiejętności m. in. analitycznego myślenia i zdolności technologiczne. Są to kompetencje wskazywane jako te, które pomogą współpracować ze sztuczną inteligencją, gdyż ona ma nam dużo zaoferowania.
Umiejętności z obszaru STEM w przyszłości będą niezwykle użyteczne, ale muszą być połączone z tzw. umiejętnościami miękkimi, z wiedzą z zakresu np. psychologii czy socjologii. Te kompetencje odróżniają nas bowiem od maszyn i od sztucznej inteligencji, i w tym jako ludzie jesteśmy najlepsi. Wśród kompetencji przyszłości, znajdują się także takie cechy jak: zdolność aktywnego uczenia się, kreatywność rozumiana bardzo szeroko jako domena nie tylko dziedzin artystycznych, ale i technologicznych, abstrakcyjne myślenie łączące różne części naszego doświadczenia, umiejętność dzielenia się wiedzą z innymi, umiejętność współpracy czy nastawienie na rozwiązywanie problemów.
Połączenie kompetencji człowieka i AI może dać zadziwiający efekt, ale żeby połączenie tych dwóch światów zdało egzamin, potrzebna jest świadomość, jak funkcjonuje technologia.
Uważam, że obecnie już od przedszkola powinniśmy rozwijać edukację w tym kierunku, bo my najbardziej boimy się tego, czego nie znamy. A przecież nie chcemy, żeby nasze dzieci się bały. Kompetencje techniczne i technologiczne są niezbędne, żeby zrozumieć świat, z którym przyjdzie nam współpracować, bo to już nie będzie świat, w którym będziemy musieli wybierać jedną z opcji, będziemy mogli je łączyć.
Pojawia się jeden bardzo duży i istotny problem: nierówności społeczne i polaryzacja. Nadal miliardy ludzi na świecie nie mają dostępu do Internetu, a rozwój AI bazuje na grupach uprzywilejowanych. Ten wielki skok rozwojowy jest właściwie dla wybranych.
To bardzo ważny wątek, na który w tym roku zwróciliśmy w Instytucie uwagę w kontekście Mapy Trendów 2023. Nierówności społeczne i polaryzacja są ze sobą silnie związane, dlatego wspomniałam, że konieczna jest edukacja, ale potrzebujemy również rozwiązań prawnych i większej świadomości społecznej zmian. Jeśli chodzi o AI, w Europie obecnie trwają prace nad dokumentem AI Act. To zaproponowane w 2021 roku przez Komisję Europejską regulacje, które mogą być pierwszą ustawą wprowadzającą wspólne ramy regulacyjne i prawne dla AI. Ma ona na celu ochronę przed możliwymi zagrożeniami i nadużyciami pojawiającymi się wraz z rozwojem tej technologii.
Unia Europejska dostrzegła, chociaż może trochę za późno, że pojawia się rynek, który pilnie trzeba uregulować.
To nie rozwiąże większości problemów, które mamy, ale dobrze, że pojawiła się zapowiedź jakichś zmian prawnych, które pozwolą, choć w jakimś stopniu to kontrolować.
Inny przykład to kwestia zdrowia psychicznego. Czytałam pracę amerykańskiego psychiatry, który testuje możliwości sztucznej inteligencji do zbierania danych i wyłapywania relacji między objawem, a jego źródłem.
Medycyna to świetny przykład obszaru, w którym człowiek współpracuje z AI. Rozwiązania AI już pomagają lekarzom dbać o zdrowie pacjentów. Inteligentne roboty zaczynają wspierać lekarzy podczas stawiania diagnozy i leczenia, by podnieść skuteczność ich działań. Istnieje już robot wyposażony w sztuczną inteligencję, który jako pierwsza maszyna na świecie zdał narodowy egzamin lekarski i pracuje z lekarzami w Chinach. Onkolodzy używają rozwiązań bazujących na AI do pomocy w leczeniu i diagnostyce nowotworów. Technologie analizują dane raportów medycznych i informacji zawartych w kartach klienta, by porównywać poszczególne objawy, śledzić historię leczenia pacjentów czy informacje o rodzinie. Wraz z każdą nową informacją program uczy się coraz więcej i dane pomagają przy kolejnych diagnozach i opracowywaniu najskuteczniejszych planów leczenia pacjentów.
Człowiek nie ma takich możliwości poznawczych. Mamy ograniczenia, których AI ich nie ma.
Połączenie sił, współpraca, mogą przenieść nas na zupełnie nowy poziom. Dla przykładu jedno z badań wskazuje, że wskaźnik błędów patologów w wykrywaniu przerzutowego raka piersi z biopsji węzłów chłonnych wynosi 3,5 proc. wskaźnika błędu, sztucznej inteligencji – 7,5 proc. Jednak już współpraca człowieka i AI ma 0,5 proc. wskaźnika błędu, co oznacza spadek wskaźnika błędu o 85 proc. Na obecnym etapie rozwoju AI najlepiej działa we współpracy z człowiekiem, ponieważ ich kompetencje się uzupełniają.
A jak to jest z inteligencją emocjonalną sztucznej inteligencji? Trafiłam na opinię, że takie zawody jak psycholog czy terapeuta nie muszą się obawiać o pracę.
AI szybko się uczy i ma niezwykłe zdolności analityczne, ale nie ma w tym momencie rozwiązań, które by całkowicie zastąpiły człowieka. Głównie z powodu właśnie emocji. W sensie rozumienia siebie nawzajem, empatii i więzi społecznych jesteśmy nie do podrobienia. Nasza komunikacja opiera się nie tylko na sygnałach werbalnych, ale też niewerbalnych, mimice, mowie ciała, zapachu. O tym, że pewnych relacji nie da się zastąpić, przekonaliśmy się, chociażby podczas pandemii, gdy musieliśmy kontaktować się głównie za pomocą telefonów i kamerek.
Badania potwierdziły, że rozmowy na Zoomie czy Google Meet męczą nas bardziej.
Gdy mamy bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, jesteśmy w stanie, nawet podświadomie, wyłapać więcej informacji, czytać z ciała, tonu głosu, gestów. Ten mechanizm się gubi podczas rozmowy przez kamerę, jesteśmy bardziej wyczerpani poznawczo. Mamy umiejętności, których technologia jeszcze długo, a dla naszego dobra mam nadzieję, że nigdy, nie będzie umiała „naśladować”. Oczywiście pojawiają się elementy, jak na przykład biometria, które pretendują do tego, żeby odczytywać emocje, ale nadal jest to narzędzie niedoskonałe.
Poza zagrożeniem w postaci „AI zabierze nam pracę”, w mojej głowie pojawiła się jeszcze jedna wątpliwość. Jakiś czas temu na serwisie dla freelancerów trafiłam na ogłoszenie z użyciem ChatGPT: osoba wykonująca zlecenie miała po prostu wygenerować krótkie treści i przenieść je do CMS. O stawce nie będę wspominać, ale zleceniodawca zaznaczył, że przecież to nic trudnego i czasochłonnego. Praca za grosze. AI może napędzić trend „taniej siły roboczej” i zadań, które ludzie będą wykonywać na zasadzie kopiuj-wklej?
Trudno w tym momencie odpowiedź na to pytanie, ponieważ ja wciąż uważam, że jesteśmy na bardzo wczesnym etapie zmian i musimy poobserwować z dystansu, co się dzieje. Myślę, że te początki zawsze charakteryzują się trochę tym, że chodzimy jak we mgle. Jedni się od tematu odcinają, inni próbują jakoś wykorzystać sytuację i być może niskim kosztem i małym nakładem sił, osiągnąć zysk, ale ostatecznie wydaje mi się, że czas to zweryfikuje. Wspomniałaś o freelancerach, ale możemy tu podać przykład trendu bezszkodowości.
Trend, w ramach którego aplikacje i inne rozwiązania informatyczne mogą opracowywać osoby bez kompetencji programistycznych.
Do tworzenia rozwiązań informatycznych wykorzystywane są platformy no-code, które pozwalają stworzyć aplikację z gotowych elementów. To trend rosnący w kontekście intensywnego rozwoju AI, kryzysu ekonomicznego i związanych z tym ograniczonych budżetów, braku zasobów ludzkich, zwłaszcza osób z kompetencjami deweloperskimi.
Co to jednocześnie oznacza? Chociażby to, że niektóre obowiązki mogą być wykonywane przez mniej wykształconego człowieka, który będzie miał kwalifikacje do wydawania poleceń, więc sam coś zakoduje czy stworzy stronę internetową. Wydaje mi się zatem, że dół piramidy, czyli tych podstawowych umiejętności, będzie bardzo się zmieniał i redefiniował. Dużo jeszcze przed nami, właściwie z miesiąca na miesiąc sytuacja się zmienia, coraz bardziej kwestionowany jest ład, do którego przywykliśmy. Myśląc jednak o kompetencjach i rynku pracy, mam wrażenie, że to nie AI będzie nam „zabierać pracę”, a raczej te osoby, które nauczą się wykorzystywać mechanizmy sztucznej inteligencji, by obniżać koszty, optymalizować pracę i zwiększać swoją wydajność.
Nie można też zapominać, że do obsługi sztucznej inteligencji potrzebni są ludzie.
To kolejna kwestia. Możemy zbudować różne scenariusze przyszłości, nie jest tak, że już jest przesądzone, co się wydarzy. W tym momencie mamy dużo możliwości. Nie jest tak, że idziemy z punktu A do punktu B, obok jakiejś tam przyszłości, która nas przeraża. Lepiej otrząsnąć się z tego strachu, nabywać nowe kompetencje, zastanowić się, czego będzie wymagała od nas przyszłość. Już teraz wiemy, że będzie wymagała nieustannego dokształcania i zdobywania wiedzy.
Myśląc o nowych zawodach, jeszcze nie wiemy, jak będą się nazywać i jakie zakresy obowiązków będą wymagane, niewykluczone jednak, że zdobywane teraz doświadczenia, okażą się przydatne.
Trudno jednak myśleć pozytywnie, gdy wszystkie raporty na ten temat zatrzymują się na komunikacie, że „jeśli generatywna sztuczna inteligencja spełni obiecane możliwości, rynek pracy może stanąć w obliczu znacznego zakłócenia”, a na podstawie danych z USA i Europie „stwierdzono, że około 2/3 obecnych miejsc pracy jest narażonych na znaczny stopień automatyzacji AI, a generatywna sztuczna inteligencja mogłaby zastąpić nawet 1/4 bieżącej pracy”. I jeszcze „generatywna sztuczna inteligencja może narazić na automatyzację równowartość 300 mln pełnoetatowych miejsc pracy”. To akurat raport „Potencjalnie duży wpływ sztucznej inteligencji na wzrost gospodarczy” z marca 2023 roku.
Tylko dlaczego nikt nie pisze, co się stanie z grupą ludzi, która zajmuje tą 1/4 stanowisk?
Też bym chciała wiedzieć, co się stanie z tymi ludźmi. Bo chyba coś musi się stać…
Dobrze, że zaczęłyśmy tę rozmowę od takiego spojrzenia z lotu ptaka, bo jednak historia ludzkości pokazuje, że wielkie zmiany zawsze wymuszały kolejne zmiany w innych obszarach. To jak efekt domina. Gdy były likwidowane jedne sektory, to pojawiały się kolejne, ludzie zmieniali pracę, przekwalifikowywali się, w miejsce starego pojawiało się coś nowego. Dlatego warto myśleć o różnych scenariuszach, ale też jak wspominałam wcześniej – patrzeć na te zmiany jako na wyzwania, widzieć też te obszary, które dzięki sztucznej inteligencji będziemy mogli wzmacniać czy nawet naprawiać.
Zaawansowane technologie nie od wczoraj wykorzystywane są w firmach, ale warto zadać też sobie pytania: co dalej, czy dziś mamy mniej pracy?
Raporty pokazują, że cały świat pracuje za dużo. Co z tym zrobić? Czym obecnie jest praca? Jak zmienia się rynek? Jeżeli jakaś grupa straci pracę, to co się z nimi stanie?
Zamiast tego mamy nagłówki: IBM zastąpi 7800 pracowników sztuczną inteligencją. Bójcie się!
To ja podam inny przykład. W pewnym momencie sieci restauracji zaczęły wprowadzać maszyny do zamawiania jedzenia. W mediach podano tę informację właśnie w formie straszaka, z domysłem, że maszyny zastąpią ludzi. Okazało się, że redukcja zatrudnienia nie była wcale duża. W jednej z sieci zaś obsługę przeniesiono na inne stanowiska, zrobiono z nich „gospodarzy”, którzy pytają klientów, czy w czymś pomóc. Zmieniono ich role. Z ankiet wynikało potem, że goście bardzo docenili taką formę obsługi, bo mogli zamówić jedzenie samodzielnie za pomocą maszyny, a z drugiej czuli się zaopiekowani.
Mówię o tym, bo to dla mnie kolejny przykład możliwości współpracy. Ale też dlatego, że media „zapomniały” sprawdzić, co dzieje się po wprowadzaniu danego rozwiązania, danej technologii, co z pracownikami. Media mają dziś tendencje do szukania sensacji i katastroficznych narracji.
Dlatego jestem daleka od nazywania zmian technologicznych wielkim zagrożeniem.
One są wyzwaniem, które należy opanować, objąć regulacjami prawnymi i kontrolować. Trzeba też je rozumieć, uczyć się w tym obszarze. Obecnie kwestia cyberprzestępczości czy dezinformacji wynika właśnie z braku nie tylko rozwiązań legislacyjnych, ale i naszej wiedzy. Technologia jest bronią obosieczną. Nie jest ani dobra, ani zła. Może być wykorzystywana dwojako. Musimy mieć świadomość i wierzyć, że wiele zależy od nas. Nic nie jest przesądzone, możemy nadal walczyć o lepszy świat.
Jaka według ciebie będzie praca w przyszłości?
Ciekawe pytanie, ale odpowiem od drugiej strony, czyli jacy my powinniśmy być, by odnaleźć się w przyszłości na rynku pracy. W pierwszej kolejności: nie bójmy się zmian. Bójmy się nieprzygotowania na zmiany.
Kompetencją przyszłości będzie umiejętność adaptacji, kreatywność, elastyczność, zdolność krytycznego i abstrakcyjnego myślenia.
Uważam, że ważne będzie też łączenie kompetencji miękkich, tych, które świadczą o naszym człowieczeństwie z wiedzą. I to wiedzą nie tylko z zakresu naszego stanowiska, ale ogólną, dotyczącą psychologii, socjologii, technologii, problemów społecznych.
Nie chodzi oczywiście o studia z każdej dziedziny, a raczej zainteresowanie tym, co nas otacza, chęć zdobywania kompetencji, które pomogą nam zrozumieć świat i współpracować z coraz to nowymi narzędziami technologicznymi, bo my przed nimi nie uciekniemy. Osoby z branży mogą apelować o wstrzymanie rozwoju, to nie zmieni tego, że będziemy w najbliższych latach musieli oddawać miejsce technologii. Istotną kwestią na rynku pracy przyszłości będzie kompilowanie różnych doświadczeń, nastawienie na rozwiązywanie problemów. Już teraz powinniśmy sobie uświadamiać, że to nie będzie świat wyboru „albo – albo”, ale raczej „i – i”, w którym konieczne będzie łączenie ze sobą często sprzecznych elementów.
Jak pracować, by nie żałować? Raport RocketJobs.pl
Jak pracować, by nie żałować? Czego dzisiaj boją się pokolenia Z i Y, a co je cieszy w pracy? Przeprowadziliśmy wiele rozmów z Zetkami i Igrekami, pytając o ich żal zawodowy, bolączki i szczęście związane z karierą zawodową. Efektem naszych prac jest raport i kampania „Jak pracować, by nie żałować?”. To właśnie w publikacji RocketJobs.pl, portalu pracy przyszłości, znajdziecie odpowiedzi na pytania, którymi żyje dziś rynek pracy.
Komentarze